piątek, 20 grudnia 2019

89. Życzenia świąteczne

Radosnych, pogodnych świąt
Bożego narodzenia
oraz samych szczęśliwych dni
w 2020 roku
życzą
pracownicy biblioteki


piątek, 13 grudnia 2019

88. Wieczerza wigilijna


Obchody Bożego Narodzenia rozpoczynają uroczysta wieczerza wigilijna 24 grudnia oraz piękne, nastrojowe nabożeństwo – odprawiana o północy pasterka.


Tak o tym dniu pisał Cyprian Kamil Norwid:

„Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny,
Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny,
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.”



Wieczerza wigilijna to w naszych domach najuroczyściej celebrowany posiłek, gromadzący przy wspólnym stole rodzinę i najbliższych.


Niezwykły nastrój wieczerzy wigilijnej to zasługa świątecznie udekorowanego domu, blasku świec, zapachu pięknie ubranej choinki i smakowitych aromatów dochodzących z kuchni.



W ten wieczór wszystko ma symboliczne znaczenie.



Dziś traktujemy te czynności, słowa i gesty jako element bożonarodzeniowej tradycji, jednak dla naszych przodków były one wyrazem wiary w łączność ze światem nadprzyrodzonym.



Do wieczerzy zasiadano wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy.



Kolacja rozpoczynała się wspólną modlitwą, po której pan domu wypowiadał słowa życzeń, a następnie domownicy łamali się opłatkiem.




Przesądy związane z wieczerzą wigilijną:

* W czasie wieczerzy wigilijnej od stołu mogła wstawać tylko gospodyni. Reszta nie powinna od niego odchodzić, aby w kolejnych miesiącach nie rozchodził się z domu dostatek.
*W niektórych regionach gospodarz nabierał łyżkę pierwszej potrawy wigilijnej – kutii – i rzucał o powałę. Jeżeli przykleiło się wiele ziaren, to można było spodziewać się urodzaju na pszenicę.



*Podczas wieczerzy pilnowano, by nie kłaść łyżek do góry dnem, bo to wróżyło domowi niedostatek jedzenia.



*Pamiętano o duszach zmarłych, które w ten wieczór nawiedzały dom – ustawiano dla nich ławę wyścieloną sianem i nakrytą białym płótnem, a na nim kładziono talerzyk z opłatkiem.



*Zanim usiadło się przy stole, należało dmuchnąć na swoje miejsce, bo mogła na nim przysiąść jakaś dusza.



*Należało jeść wszystkie pojawiające się na stole potrawy, bo zrezygnowanie z chociażby jednej oznaczało pozbawienie się w nadchodzącym roku jednej przyjemności.



*W niektórych regionach pozostawiano dla dusz niesprzątnięty stół, aby mogły się posilić.



piątek, 6 grudnia 2019

87. Prawdziwa historia świętego Mikołaja



- Byliście grzeczni?
- Byliśmy!
- A list napisaliście?
- Napisaliśmy.


- W takim razie w nocy z piątego na szóstego grudnia odwiedzi was święty Mikołaj. No wiecie, taki starszy facet z nosem jak kartofel, z białą brodą, dość otyły, w czerwonym wdzianku. Przyjedzie saniami zaprzężonymi w renifery (podobno aż z Laponii!) i przeciśnie się wraz z worem prezentów przez dziurkę od klucza, względnie przez komin, by zostawić wam pod poduszką podarunki, a niegrzecznych postraszyć rózgą…



* * *

STOP!
Wróć.
To nie tak.
Ten przerośnięty, popkulturowy krasnal to fałszywka.


Jego wizerunek stworzył w 1931 roku amerykański rysownik Haddon Sundblom dla reklamy Coca-Coli.


Prawdziwy święty Mikołaj żył na przełomie III i IV wieku n.e. na terenie dzisiejszej Turcji. Był dzieckiem bogatych rodziców, którzy jednak osierocili go w czasie zarazy. Od maleńkości odznaczał się wyjątkową pobożnością i chętnie pomagał biednym. Gdy jako młodzieniec został sierotą, odziedziczył po rodzicach ogromny majątek, dzięki któremu do końca swoich dni mógłby żyć dostatnio i bezpiecznie. Mikołaj jednak hojnie dzielił się swoimi dobrami z potrzebującymi. Nie chcąc rozgłosu, często czynił to w tajemnicy, podrzucając podarunki biednym rodzinom po kryjomu.


Po latach został biskupem Myry (na terenie dzisiejszej Turcji) i zasłynął dobrocią, wspieraniem ubogich, a nawet ratowaniem życia skazańcom.
Nie wiadomo, kiedy dokładnie zmarł (prawdopodobnie między 345 a 352 rokiem), zachowała się jednak tradycja mówiąca, że stało się to 6 grudnia.


niedziela, 1 grudnia 2019

86. Polskie tradycje adwentowe


Nazwa „adwent” pochodzi od łacińskiego wyrazu „adventus” oznaczającego przyjście. W roku liturgicznym odnosi się ono do oczekiwanego przyjścia na świat Chrystusa. Okres adwentu obejmuje cztery tygodnie przed Bożym Narodzeniem, licząc od pierwszej niedzieli po uroczystości Chrystusa Króla.


Adwent rozpoczyna rok liturgiczny, a jego ustanowienie miało miejsce w 380 roku, podczas synodu w Saragossie.
Wydźwięk adwentu jest radosny, gdyż jest to czas oczekiwania na Zbawiciela.
W polskiej tradycji adwent upływa pod znakiem przygotowania do świąt, także w wymiarze duchowym.


Dawniej zbierano się na wsiach na tzw. „szarą godzinę”. W porze, gdy zapadał zmierzch, zasiadano w pobliżu pieca, słuchano dawnych opowieści, śpiewano pieśni adwentowe, głośno czytano książki o tematyce religijnej.


W adwencie robiło się wielkie porządki, piekło się pierniki (które musiały leżeć nawet przez kilka tygodni, aby zmiękły), przygotowywano szopki, stroje i rekwizyty dla kolędników.



Przysłowia związane z adwentem:

* Kto się zaleca w adwenta, ten będzie miał żonę na święta.
* Kto ziemię w adwent pruje, ta mu trzy lata choruje.
* Święta Katarzyna klucze pogubiła, święty Jędrzej znalazł – zamknął skrzypki zaraz.
* W adwenta same posty i święta.

Najważniejszym symbolem adwentu są roraty – msza św. ku czci Najświętszej Marii Panny, odprawiana przed świtem. Wierni podążają do kościoła z lampionami, które rozświetlają ciemności.


Nazwa nabożeństwa wywodzi się od pierwszych słów pieśni łacińskiej śpiewanej na rozpoczęcie: „Rorate caeli desuper et nubes pluant justum” („Spuśćcie rosę niebiosa i obłoki niech wyleją sprawiedliwego”).


W niektórych regionach Polski wygrywano na instrumentach pasterskich tzw. hejnały adwentowe. Ligawki, bazuny i trombity symbolizowały archanielskie trąby wygrywające melodie zwiastujące światu przyjście na świat Zbawiciela. Trąbiono m.in. o poranku, dając tym samym sygnał do pójścia na roraty.


Na Śląsku upowszechnił się zwyczaj wieszania w domach wieńców adwentowych wykonanych z gałęzi drzew iglastych, ozdobionych czerwonymi wstążkami. Ich najważniejszym elementem są cztery świece, zapalane kolejno w następujące po sobie niedziele adwentu. Pojawiły się również kalendarze adwentowe składające się z okienek otwieranych w kolejne dni adwentu, pod którymi kryły się obrazki związane z przyjściem na świat Jezusa.



Adwentowi święci:

4 grudnia – św. Barbara z Nikodemii, patronka trudnej pracy i orędowniczka dobrej śmierci
6 grudnia – św. Mikołaj, biskup Miry, patron dzieci, bednarzy, cukierników, kupców, młynarzy, piekarzy, pielgrzymów, panien na wydaniu oraz sprzedawców wina, perfum, nasion i zboża
13 grudnia – św. Łucja, patronka niewidomych, niedowidzących, cierpiących na choroby oczu, a także pisarzy, tkaczy i szwaczy


poniedziałek, 25 listopada 2019

85. Trzecie Świąteczne Targi Książki w Rzeszowie



W miniony weekend w Rzeszowie miało miejsce jedno z najważniejszych wydarzeń czytelniczych – Trzecie Świąteczne Targi Książki. Uświetnili je swoją obecnością m.in.:
- autorka powieści kryminalnych Katarzyna Bonda,
- najsłynniejsza polska kucharka i autorka książek kucharskich, nasza krajanka z Dylągowej na Podkarpaciu – siostra Anastazja ze zgromadzenia Córek Bożej Miłości,
- pisarz i naukowiec Janusz Leon Wiśniewski,
- pisarz powieści grozy, fantasy i beletrystyki Łukasz Orbitowski,
- dziennikarka radiowa i telewizyjna, a także felietonistka Karolina Korwin-Piotrowska,
- jezuita ks. Grzegorz Kramer,
- reportażystki radiowe Hanna Bogoryja-ZakrzewskaKatarzyna Błaszczyk,
- stand-uper, pisarz i scenarzysta Jakub Ćwiek.


Do Millenium Hall przyjechało aż 30 wydawców, którzy zaprezentowali ofertę wydawniczą i nowości czytelnicze. Przy okazji można było zakupić książki na prezenty mikołajkowe lub świąteczne. Odbywały się spotkania z pisarzami, kontrowersyjna dziennikarka i popularny jezuita próbowali odpowiedzieć na trudne i ważne pytania dotyczące problemów współczesności, reportażystki opowiadały o procesie powstawania reportażu radiowego, a stand-uper o popkulturze. Kolejne takie wydarzenie dopiero za rok…




wtorek, 12 listopada 2019

84. Katarzyna Berenika Miszczuk – cykl „Kwiat paproci"


Czy potrafisz wyobrazić sobie Polskę, do której nigdy nie dotarło chrześcijaństwo?
Polskę, w której w XXI wieku wciąż wierzy się w Świętowita, Swarożyca i Welesa, a lasy są pełne rusałek, utopców, wąpirzy i upirów?
Polskę, w której po ukończonych studiach medycznych należy odbyć obowiązkowy staż u szeptuchy?
Kim jest szeptucha i jak poradzi sobie z praktyką świeżo upieczona doktor Gosia, gdy zostanie skierowana na świętokrzyską wieś?
Odpowiedzi na te i inne pytania (choćby o miłość) znajdziecie w pełnym uroku cyklu powieściowym Katarzyny Bereniki Miszczuk pod wspólnym tytułem Kwiat Paproci. Składają się nań cztery tomy:
- Szeptucha (tom 1),
- Noc Kupały (tom 2),
- Żerca (tom 3),
- Przesilenie (tom 4)
oraz prequel:
- Jaga (tom 0,5).
Książki z serii Kwiat paproci czyta się lekko i sympatycznie. Ich niepowtarzalny klimat decyduje o zupełnej wyjątkowości cyklu.
Gorąco polecam!


poniedziałek, 4 listopada 2019

83. Poetyckie Zaduszki



Co roku w listopadzie wspominamy zmarłych. Ludzi, którzy żyli długo przed nami albo tych, którzy odeszli, zostawiając w naszych sercach pustkę nie do zapełnienia. Te dni prowadzą nas w stronę zadumy nad przemijaniem i nieuchronnym końcem życia. Zapraszam do refleksji poetyckiej.



Jan Brzechwa, Dzień zaduszny

Kiedy miedzianą rdzą
Pożółkłych jesiennych liści więdną obłoki,
Zgadujemy, czego od nas obłoki chcą,
Smutniejące w dali swojej wysokiej.
Na siwych puklach układa się babie lato,
Na grobach lampy migocą umarłym duszom,
Już niedługo, niedługo czekać nam na to,
Już i nasze dusze ku tym lampom wkrótce wyruszą.
Jeżeli życie jest nicią – można przeciąć tę nić,
I odpłynąć na obłoku niby na srebrnej tratwie…
Ach, jak łatwo, ach, jak łatwo byłoby żyć,
Gdyby nie żyć było jeszcze łatwiej!


Wisława Szymborska, Rehabilitacja

Korzystam z najstarszego prawa wyobraźni
i po raz pierwszy w życiu przywołuję zmarłych,
wypatruję ich twarzy, nasłuchuję kroków,
chociaż wiem, że kto umarł, ten umarł dokładnie.
Czas własną głowę w ręce brać
mówiąc jej: Biedny Jorik, gdzież twoja niewiedza,
gdzież twoja ślepa ufność, gdzież twoja niewinność,
twoje jakoś to będzie, równowaga ducha
pomiędzy nie sprawdzoną a sprawdzoną prawdą?
Wierzyłam, że zdradzili, że niewarci imion,
skoro chwast się natrząsa z ich nieznanych mogił
i kruki przedrzeźniają, i śnieżyce szydzą
– a to byli, Joriku, fałszywi świadkowie.
Umarłych wieczność dotąd trwa,
dokąd pamięcią się im płaci.
Chwiejna waluta. Nie ma dnia,
by ktoś wieczności swej nie tracił.
Dziś o wieczności więcej wiem:
można ją dawać i odbierać.
Kogo zwano zdrajcą ten
razem z imieniem ma umierać.
Ta nasza nad zmarłymi moc
wymaga nierozchwianej wagi
i żeby sąd nie sądził w noc,
i żeby sędzia nie był nagi.
Ziemia wre – a to oni, którzy są już ziemią,
wstają grudka po grudce, garstka obok garstki,
wychodzą z przemilczenia, wracają do imion,
do pamięci narodu, do wieńców i barw.
Gdzież moja władza nad słowami?
Słowa opadły na dno łzy,
słowa, słowa niezdatne do wskrzeszania ludzi,
opis martwy jak zdjęcie w blasku magnezji.
Nawet na pół oddechu nie umiem ich zbudzić
ja, Syzyf przypisany do piekła poezji.
Idą do nas. I ostrzy jak diament
– po witrynach wylśnionych od frontu,
po okienkach przytulnych mieszkanek,
po różowych okularach, po szklanych
mózgach, sercach, cichutko tną.


Wisława Szymborska, O śmierci bez przesady

Nie zna się na żartach,
na gwiazdach, na mostach,
na tkactwie, na górnictwie, na uprawie roli,
na budowie okrętów i pieczeniu ciasta.
W nasze rozmowy o planach na jutro
wtrąca swoje ostatnie słowo
nie na temat.
Nie umie nawet tego,
co bezpośrednio łączy się z jej fachem:
ani grobu wykopać,
ani trumny sklecić,
ani sprzątnąć po sobie.
Zajęta zabijaniem,
robi to niezdarnie,
bez systemu i wprawy.
Jakby na każdym z nas uczyła się dopiero.
Tryumfy tryumfami,
ale ileż klęsk,
ciosów chybionych
i prób podejmowanych od nowa!
Czasami brak jej siły,
żeby strącić muchę z powietrza.
Z niejedną gąsienicą
przegrywa wyścig w pełzaniu.
Te wszystkie bulwy, strąki,
czułki, płetwy, tchawki,
pióra godowe i zimowa sierść
świadczą o zaległościach
w jej marudnej pracy.
Zła wola nie wystarcza
i nawet nasza pomoc w wojnach i przewrotach,
to, jak dotąd, za mało.
Serca stukają w jajkach.
Rosną szkielety niemowląt.
Nasiona dorabiają się dwóch pierwszych listków,
a często i wysokich drzew na horyzoncie.
Kto twierdzi, że jest wszechmocna,
sam jest żywym dowodem,
że wszechmocna nie jest.
Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne.
Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.
Na próżno szarpie klamką
niewidzialnych drzwi.
Kto ile zdążył,
tego mu cofnąć nie może.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Klepsydra nad morzem

Świecie! Chwile marzenia, których mi nie wydrzesz,
mierzę piaskiem, sypanym z garści w dłoń otwartą.
Klepsydra taka, żadnej nie równa klepsydrze,
głosi, że czas jest długi i że mierzyć warto.
Lśniące dreszcze, jak chmury wędrownych motyli
lecą w wieczność, gdzie śmierci nie sięga już hydra.
– Płynąłbyś, piasku życia, nieskończoną wstęgą,
gdybym ja cię mierzyła, marząca klepsydra…


ks. Jan Twardowski, Żal

Żal że się za mało kochało
że się myślało o sobie
że się już nie zdążyło
że było za późno

choćby się teraz biegało
w przedpokoju szurało
niosło serce osobne
w telefonie szukało
słuchałem szerszym od słowa

choćby się spokorniało
głupią minę stroiło
jak lew na muszce

choćby się chciało ostrzec
że pogoda niestała
bo tęcza zbyt czerwona
a sól zwilgotniała

choćby się chciało pomóc
własną gębą podmuchać
na rosół za słony

wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie niepewne