Adam
Mickiewicz – „Konrad Wallenrod”
Wstęp
Mija
sto lat, odkąd Krzyżacy rozpoczęli podbój Prusów, a potem sięgnęli po Litwę.
Ganicę między jednymi i drugimi stanowiła rzeka Niemen. Dawna zażyłość między
Litwą a Prusami odeszła w niepamięć.
Jest
rok 1391 i zanosi się na wojnę między nienawidzącymi się narodami.
I
Obiór
Z
wieży malborskiej rozległ się dźwięk dzwonów. Odbywała się wielka narada
kapituły mnichów, którzy mieli wybrać nowego Mistrza Zakonu. Wybór padł na
Konrada Wallenroda, cudzoziemca, który przybył do Prus już dawno i zasłynął
ogromną walecznością. Pobił Maurów (Arabów) i Turków, gromił pogan i zwyciężał
w każdym turnieju. Ponadto posiadł wszelkie cnoty chrześcijańskie, zwłaszcza
ubóstwo, skromność i pogardę dla świata. Od młodości poświęcił się klasztorowi,
pogardzając godnościami i urzędami, nigdy nie zaprzedał się w niczyją służbę.
Trzymał się z daleka od kobiet, jakby zupełnie nie wywierały na nim żadnego
wrażenia. Aktualnie miał już siwe włosy i nieco obwisłe policzki, na których
odcisnęło swoje piętno cierpienie. Czasami zapominał się i żartował oraz
komplementował kobiety, ale były to rzadkie chwile. Wzbudzały w nim wzruszenie
słowa pozornie bez znaczenia, takie jak ojczyzna, powinność, kochanka,
krucjata, Litwa. Zawsze sprawiały one, że tracił humor. Miał jedynego
przyjaciela, mnicha o imieniu Halban, który był jego powiernikiem i
spowiednikiem.
Według
rycerzy wadą Wallenroda było to, że nie lubił pijackich biesiad i światowej
pustoty. Gdy go coś dręczyło, zamykał się w pokoju i pił samotnie. Brał wówczas
do ręki lutnię i śpiewał pieśń w niezrozumiałym języku. Jego dusza ulatywała
wówczas do przeszłości i wspomnień. Gdy zakonnicy niespodzianie zastawali go
takim, tracił humor, głośno przeklinał, krzyczał na wojsko, wydawał rozkazy.
Rozpogadzał się dopiero na widok Halbana, gdy ten spojrzał mu w oczy.
II
Na
malborskiej wieży rozdzwoniły się dzwony. Zakonnicy przeszli z Sali obrad do
kaplicy, śpiewając hymn do Ducha Świętego. Arcykomtur zarządził, aby zakonnicy
odpoczęli nieco, a potem zebrali się, by błagać Boga o oświecenie umysłów i
dokonanie dobrego wyboru. Sam wraz z Halbanem i kilkoma rycerzami przez kilka
godzin błądził po okolicy, aż usłyszeli z narożnej wieży głos pustelnicy.
Wieszczyła ona, że Konrad zostanie Mistrzem, aby zabijać Krzyżaków. Halban
podziękował niebu za to proroctwo i powrócili do zamku, pewni, że na Wielkiego
Mistrza należy wybrać Konrada. W drodze Halban zaśpiewał pieśń o pięknej
Litwince o czystym sercu, która umrze samotnie i w zapomnieniu, dozgonnie
kochając swojego wybranka.
III
Wielki
Mistrz odebrał miecz i krzyż – symbole krzyżackiej potęgi. Na jego twarzy
malowały się radość i gniew jednoczesnie. Zakonnicy ucieszyli się, że przed
nimi kolejne wojny. Jednak Wallenrod przez dwa lata nie podejmował żadnej walki,
nawoływał tylko współbraci do wyrzeczenia się dóbr materialnych i nakładał na
nich ciężkie pokuty.
W
tym czasie Litwini odważyli się podejść bliżej Malborka, podpalali liczne wsie
i brali jeńców. Do Zakonu przybył litewski książę Witołd, który chciał opieki z
jego strony w zamian za ziemie i skarby. Krzyżacy niecierpliwili się, gdyż
uznali, że najwyższy czas rozpocząć wojnę.
Halban,
szukając Konrada, znalazł go pod narożną wieżą, gdzie mieszkała pustelnica.
PIEŚŃ Z WIEŻY
Pustelnica
skarży się, że przepłakała już wiele lat. Wspomina dzieciństwoci swoje dwie
młodsze siostry, później szczęśliwą młodość i młodzieńca, który opowiedział jej
o Bogu. Do tej pory marzy o swoim wybrańcu i o niebie.
* * *
Konrad
odpowiada, mówiąc, że pamięta trzy siostry. Nakazuje pustelnicy śpiewać, nie
milczeć, a jej łzy niech spadną na jego czoło.
GŁOS Z WIEŻY
Pustelnica
prosi o wybaczenie, wspomina chwile spędzone z ukochanym. Opowiedziała mu swoje
marzenia, a on ją wysłuchał.
KONRAD
Wallenrod
nazwał pustelnicę aniołem i zapytał, dlaczego odeszła z klasztoru, by umierać
powoli w wieży, która będzie jej grobem. On, słuchając jej głosu, przeżywa
katusze.
GŁOS Z WIEŻY
Pustelnica
nakazuje Konradowi więcej nie przychodzić pod wieżę i zapowiada, że już nigdy
nie usłyszy jej głosu. Żegna się z nim i zamyka okno.
KONRAD
Wallenrod
prosi pustelnicę o litość i powtórnie nazywa ją aniołem.
GŁOS [Z WIEŻY]
Pustelnica
prosi o litośc nad nimi samymi. Nie chciała pozostać w klasztorze, bo nie
umiała oddać serca Bogu – panował w nim ziemski kochanek. Czuła się tam źle,
obco i przypomniała sobie, że Konrad miał powrócić do Malborka, aby zemścić się
na nieprzyjacielu i bronić biednego narodu. Chciała zobaczyć go jeszcze raz
albo umrzeć z nim, dlatego zamknęła się w wieży w nadziei, że usłyszy nazwisko
ukochanego albo go wypatrzy pomiędzy innymi rycerzami. Twierdzi, że niebo
spełniło jej niewinne marzenia, Konrad usłyszał i zrozumiał jej pieśń. Jest
szczęśliwa, że mogą dziś razem płakać.
KONRAD
Wallenrod
uznaje płacz za niepotrzebny. Przypomina, jak płakał, gdy rozstał się z
pustelnicą, aby wypełnić swój obowiązek. Odkąd odkrył, że mieszka ona w tej
wieży, nie myśli o niczym innym. Tymczasem Zakon chce wojny z Litwą, ponagla go
również Halban, który przypomina mu złożone śluby. Konrad wstydzi się, że
zamiast przystąpić do wojny, codziennie myśli o pustelnicy i wynajduje wszelkie
preteksty, by opóźnić wojnę.
Gdy
nastaje ranek, Wallenrod żegna się z pustelnicą.
IV
UCZTA
23
kwietnia, w dniu patrona (św. Jerzego) zjechali się do Malborka bracia, których
Konrad podjął ucztą. Po jego lewej stronie zasiadał litewski książę Witołd,
który związał się z Zakonem sojuszem przeciwko Litwie.
Mistrz
dał hasło do rozpoczęcia uczty, po czym z pogardą przysłuchuje się
nieprzyzwoitym żartom i gwarowi. W końcu wszyscy milkną, a wtedy Wallenrod
złości się, że bracia albo wznoszą pijackie okrzyki, albo milczą. Wspomina
dawne czasy, gdy podczas zwycięskich biesiad po bitwie rozlegały się pieśni.
Zza
stołu podnosi się otyły Włoch i śpiewa pieśń pochwalną na cześć Konrada, a
trubadurzy opiewają dzieje pasterzy, panien i zaklętych rycerzy. W tym czasie
Wallenrod drzemie, a gdy ponownie zapanowała cisza, budzi się, rzuca Włochowi
sakiewkę ze złotem, a następnie każe mu zejść z oczu. Oznajmia, że potrzebuje
pieśni twardej, dzikiej, ognistej i ponurej. Do jej zaśpiewania zgłasza się
starzec siedzący przy drzwiach pomiędzy giermkami i paziami. Na jego twarzy
widnieją blizny po doznanych w życiu cierpieniach.
Stary
wajdelota wyraża gniew i pogardę wobec zdrajców ojczyzny (dotyczy to między
innymi Witołda). Gdy został siłą odciągnięty od ołtarza i pojmany przez
Niemców, żaden Litwin nie przyszedł mu z pomocą i zestarzał się w obcej ziemi,
żyjąc samotnie, nie wiedząc, gdzie naprawdę jest jego dom. Tylko w sercu zachował
to, co było najlepsze w jego ojczyźnie. Proponuje, że jako ostatni wajdelota
zaśpiewa po litewsku.
Konrad
lustruje szyderczym wzrokiem Witołda, który zmienia się na twarzy. Zdrajca
zamierza się nawet na starca szablą, ale nagle zaczyna płakać i wraca na swoje
miejsce. Niemcy zaczynają szemrać między sobą, że do uczty został dopuszczony
żebrzący dziad i że nikt nie zrozumie jego pieśni.
Wielki
Mistrz wstaje i nkazuje rycerzom wysłuchać pieśni choćby ze względu na
goszczącego u nich Witołda. Kto nie rozumie języka litewskiego, może wyjść.
PIEŚŃ WAJDELOTY
Gdy
na cmentarzach i pustych błoniach pojawia się morowa dziewica, a psy wyją,
przeczuwając śmierć, jednak on wróży Litwie większe niebezpieczenieństwo ze
strony Niemców. Następnie chwali pieśni gminne, które są skarbnicą narodowej
kultury i historii. Wajdelota skarży się, że jest już stary i czasem zapomina
pieśni z przeszłości, ale zapał odświeża mu pamięć. Chciałby przywołać pieśń o
wielkim, żyjącym współcześnie człowieku.
POWIEŚĆ WAJDELOTY
Stary
wajdelota opowiada o Litwinach, którzy wracali z nocnej wyprawy z bogatymi
łupami i mnóstwem jeńców niemieckich, którzy zadrżeli na widok Kowna, gdzie
książęta litewscy palili rycerzy na stosach ofiarnych ku czci Peruna. Tylko
dwóch jeńców jechało tam bez strachu: jeden piękny i młody, a drugi już stary. Ci
dwaj sami uciekli w czasie bitwy na stronę litewską i zostali przyjęci przez
księcia Kiejstuta, który wypytywał ich, kim są i z jakimi zamiarami przychodzą.
Wówczas zabrał głos młodszy. Nie znał ani swojego imienia, ani nazwiska,
pamiętał tylko, że pochodził z Litwy, z wielkiego miasta, gdzie stał dom jego rodziców.
Miasto położone było na wzgórzach, a wokół rozpościerała się puszcza.
Pewnego
razu obudziły ich wrzaski i pożary. Ich dom płonął, więc wybiegli
i dowiedzieli się, że na miasto napadli Niemcy. Jeden z nich porwał go na
konia i ostatnim, co słyszał, był krzyk matki. To wszystko, co zapamiętał.
Czasami widzi w snach postacie matki, ojca i braci. Wychował się wśród Niemców,
którzy nadali mu imię Walter i nazwisko Alf. Pozostała w nim jedynie litewska
dusza. Sam Mistrz Winrych (Winrich von Kniprode) trzymał go do chrztu i kochał
jak syna.
Gdy
dowiedział się o nim stary litewski wajdelota, Walter często uciekał do niego,
gdyż nudził się w pałacach. Wajdelota godzinami opowiadał mu o Litwie i nie
pozwolił zapomnieć ojczystego języka. Podsycał w nim również myśl o zemście na
Krzyżakach. Po powrocie do zamku chłopiec potajemnie ostrzył nóż, którym potem
niszczył kobierce i lustra. Wajdelota wpoił mu myśl, że jeśli jest się
niewolnikiem, to jedyną bronią jest podstęp. Doraził Walterowi, żeby pozostał w
Zakonie i nauczył się od Krzyżaków rzemiosła wojennego.
Oprócz
ksiecia Kiejstuta słuchała opowieści młodzieńca piękna Aldona – córka księcia.
Wszystko zachowywała w pamieci. Walter opowiedział jej o Bogu, pokazał obrazek
z Matką Boską i powoli nawrócił na chrześcijaństwo. Młodzi zakochali się w
sobie, a książę zastanawiał się, czy nie wyrzucić Waltera z zamku. Doszedł
jednak do wniosku, że jest to osoba potrzebna Litwie i zgodził się na
małżeństwo z Aldoną.
Małżonkowie
bardzo się kochali, lecz cieniem na ich życiu położyła się nowa wojna z
Niemcami. Kowno i Kiejdany zostały splądrowane i zrównane z ziemią, a Litwini
szukali schronienia w lasach. Walter wyjaśnił teściowi, że zna jeden skuteczny
sposób na Krzyżaków, jednak jest to sposób straszny.
Kiejstut
był coraz smutniejszy, a Walter często popadał w zamyślenie i tylko ukochana
Aldona dawała mu ukojenie i szczęście. W skrytości ducha cierpiał, zrywając się
nocami i patrząc na łuny pożarów. Zaniepokojonej Aldonie roztaczał straszną wizję
przyszłości. Żona zaproponowała, aby wyjechać w głąb Litwy i zaszyć się w
puszczy, lecz tam zagrażali im Tatarzy i Rusini. Walter wyjawił jej, że jest
tylko jedno wyjście, ale na pytania Aldony nie odpowiadał. W końcu odbyła się
straszna bitwa nad rzeką Rudawą niedaleko Królewca, w której Litwini ponieśli
klęskę. Walter rozmawiał wówczas z Kiejstutem i wajdelotą, a Aldona nie
rozumiała ani słowa, przeczuwała jednak coś strasznego. Po rozmowie wszyscy
trzej mężczyźni zwrócili na nią zasmucone spojrzenia, na twarzy Waltera
malowała się rozpacz. Rozpłakał się i upadł do stóp żony, błagając o
przebaczenie. Cały pozostały czas tego dnia spędzili razem, wspominając, jak
się poznali i pokochali. Walter wciąż chciał coś powiedzieć, ale nie śmiał. Gdy
wyszedł z komnaty, małżonka podejrzała, że zatrzymał na noc wajdelotę. O wschodzie
słońca ujrzała dwóch rycerzy odjeżadżających z zamku. Aldona ze strasznym
przeczuciem zabiegła im drogę, lecz Walter tylko prosił ją, aby zawróciła do
domu i zapewniał, że zapomni o nim i jeszcze będzie szczęśliwa. Nazwał ją
wdową. Jej rozbiegany wzrok spoczął na samotnej wieży klasztornej za Niemnem, a
Walter zrozumiał, co zamierza zrobić. Odprowadził ją pod bramy klasztoru, tam
opowiedział małżonce o swoich zamiarach i nakazał trzymać je w tajemnicy. W końcu
odjechał z wajdelotą i nikt więcej o nich nie słyszał.
Na
tym wajdelota zakończył swoją opowieść.
* * *
Słuchacze
pytają wajdelotę, gdzie podział się Walter Alf, tylko Konra Wallenrod milczy i
wypija jeden za drugim puchary wina. Na jego twarzy maluje się gniew i pyta
wajdelotę o zakończenie tej pieśni. W końcu bierze do ręki lutnię i śpiewa
balladę o Alpuharze, której nauczył się od Maurów (Arabów), walcząc w górach
południowej Hiszpanii.
BALLADA
ALPUHARA
Siedziby
Maurów zostały zrównane w ziemią i tylko twierdza w Grenadzie jeszcze się
broniła. W mieście panowała zaraza. Broniła się również Alpuhara, gdzie garstką
rycerzy dowodził Almanzor. Hiszpanie wdarli się tam o wschodzie słońca. Dowódca
uciekł i oddał się w ręce Hiszpanów, błagając o pozostawienie go przy życiu. Zadeklarował
nawrócenie się na chrześcijaństwo. Hiszpanie docenili jego męstwo i przywitali
jak swojego. Almanzor witał się z każdym, całując w usta. Nagle zasłabł, upadł
na ziemię i zsiniał. Wtedy oznajmił szyderczym tonem, że przybył z Grenady,
gdzie panuje zaraza i pocałunkiem każdego zaraził. Długo śmiał się, aż skonał.
Wystraszeni
Hiszpanie uciekli do Alpuhary, ścigani przez dżumę, a kto nie zdążył, poległ w
bitwie.
* * *
Konrad
kończy pieśń i chce jeszcze śpiewać, lecz w lutni pęka struna. Każe Halbanowi
zejśc mu z oczu, wywraca stół z pucharami i winem, w końcu zasypia.
Zdumieni
rycerze zastanawiają się, dlaczego Konrad upił się do nieprzytomności, że jego
ballada była dziwaczna i że Witołd rozgniewał się nie wiadomo na kogo.
V
WOJNA
Konrad
nie może dłużej hamować nalegań braci i ludu. Książę Witołd, który wczesniej
żebrał o wsparcie Zakonu, teraz zdradził nową przyjaźń, zabrał swoich rycerzy i
uciekł. Zniszczył zamki Teutonów (Krzyżaków), które napotkał na drodze, Zakon
więc wypowiedział Litwie wojnę krzyżową.
Krzyżacy
najeżdżają ziemie litewskie, oblegają Kowno i Wilno, jednak pożogi w końcu
przygasają, a gońcy wysyłani po nowiny już nie wracają. W ten sposób mija
jesieńi nastaje zima. Od strony Malborka nadciąga kilku podróżnych i okazuje
się, że to sam Mistrz z kilkoma wodzami. Na pytanie o resztę wojska Konrad
wskazuje na zamarznięte trupy i resztki pułków wznoszących w rozpaczy ręce do
nieba.
Konrad,
dawniej smiały i skory do walki, okazuje się teraz lękliwy, niedbały,
nieuważny, gnuśny. Krzyżaków wyniszczają głód i nieprzyjaciele. Podczas gdy
Niemcy myslą o odwrocie, Konrad spokojnie jeździ na łowy albo zamyka się w
namiocie, knując jakieś tajemnicze zamiary. W ogóle nie bron swoich poddanych,
całymi dniami rozmawia z Halbanem. Gdy wśród ciężkiej zimy na Zakona napada
Witołd, Mistrz pierwszy ucieka z pola bitwy. Na koniec prowadzi do domu resztki
wyniszczonych żołnierzy. Po powrocie zwołuje na naradę rycerzy, którzy idą na
nią niechętnie.
W
Malborku znajduje się podziemny loch, w którym gromadzi się nocą tajemny
trybunał. Wokół znajdującego się w pomieszczeniu tronu stoi dwanaście krzeseł,
a na tronie lezy księga z tajemniczymi ustawami. Po kolei wchodzi do lochu
dwunastu sędziów w maskach na twarzy. Nikt nie wie, kim są inni. Są zobowiązani
przysięgą karać władców za zbrodnie.
Jeden
z sędziów zabiera głos. Twierdzi, że podejrzenie Wallenroda o to, że nie jest
tym, za kogo się podaje, zostało poparte dowodem. Nie wiedzą, kim jest. Gdy hrabia
Wallenrod jechał do Palestyny z wyprawą krzyżową, Konrad przybył do Zakonu
przed dwunastoma laty. Był giermkiem hrabiego Wallenroda, który wkrótce zaginął
bez wieści. Podejrzanym o jego zabicie był giermek, który uciekł z Palestyny i
udał się do Hiszpanii, gdzie mężnie walczył z Maurami i zdobywał liczne nagrody
w turniejach rycerskich – wszystko to pod nazwiskiem Wallenroda. W końcu
wstąpił do Zakonu i został Mistrzem, co zgubiło Krzyżaków. Szpiedzy już dawno
wysledzili, że w czasie ostatniej wojny zamiast walczyć, spotykał się potajemnie
z Witołdem. Śledzili go także, gdy pod wieżą rozmawiał z pustelnicą, ale nie
rozumieli ich rozmów, ponieważ oboje mówili po litewsku.
Na
koniec sędzia oskarża Mistrza o fałsz, zabójstwo, herezję i zdradę. Pozostali sędziowie
roztrząsają sprawę i zgodnie wykrzykują „biada!”. Wznoszą do góry miecze i w
tym geście zawiera się wyrok na Konrada.
VI
Pożegnanie
W
zimowy ranek Konrad biegnie wśród zamieci do wieży i krzykiem oznajmia Aldonie,
że wypełnił swoje śluby.
PUSTELNICA
Pustelnica
wita męża z niedowierzaniem.
KONRAD
Konrad
radośnie obwieszcza jej zwycięstwo nad Zakonem, który i przez sto lat nie
odbuduje strat. On sam ma już dosyć zemsty i wspomina dawne dzieje ich dwojga. Obiecuje
Aldonie, że oboje powrócą w tamte strony, gdzie byli razem szczęśliwi. Tymczasem
Aldona milczy, a Konrad oczekuje odpowiedzi. Kobieta w końcu oznajmia, że jest
już za późno. Przysięgła Bogu nigdy nie wyjść z wieży. Gdyby ją opuściła,
Konrad ujrzałby nie dawną Aldonę, ale upiora. Woli pozostać w pamięci męża młodą
i piękną. Ona sama, słysząc jego głos, odchodzi od okna, aby nie widzieć go
innego niż przed laty. Obiecuje mu, że będą razem, ale po smierci. Prosi Waltera
Alfa, aby jak najczęściej przychodził pod wieżę, by mogła słuchać jego głosu. Alf
już nie słucha, odchodzi i błąka się po okolicy zrozpaczony. Rankiem widzi cień
powtarzający „biada!”, „biada!”. W jednej chwili rozumie wszystko i zawraca w
kierunku wieży. Chce, aby Aldona zgadła, dlaczego przychodzi tak wczesnie.
ALDONA
Aldona
nie chce zgadywać i prosi Waltera, aby przyszedł wieczorem.
ALF
Mąż
prosi małóznkę o jakikolwiek przedmiot, bo chce mieć przy sobie pamiątkę. Oznajmia
jej, że wkrótce ma zginąć i proponuje, aby zginęli razem. Zamierza ukryć się w
przedmiejskiej strzelnicy. Codziennie rano będzie wywieszał czarną chustkę, a
wieczorem postawi lampę w oknie na znak, że żyje.
* * *
Po
zachodzie słońca Alf wybiera się do wieży pustelnicy. Gdyby rano nie wrócił,
Halban ma opuścić strzelnicę.
Do
bram kołaczą rycerze. Alf bierze ze stołu kielich, wypija jeo zawartość i
nakłania do tego samego Halbana. Ten odmawia, obiecuje przeżyć i głosić całemu
światu sławę jego czynu.
Walter
patrzy na wieże pustelnicy, żegna się z Halbanem. Do strzelnicy wdzierają się
rycerze i zapowiadają, że dziś zginie. Wypita trucizna zaczyna działać, Alf
słania się na nogach, ale mówi jeszcze, że jest gotów umrzeć. Resztką sił
przypomina z dumą, jak zniszczył Zakon. Upada, strącając z okna lampę. W tej
samej chwili z wieży pustelnicy rozlega się straszny krzyk. Człowie, który
wydaje z siebie taki jęk, nigdy więcej już nie wyda głosu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz