wtorek, 27 września 2022

327. Adam Mickiewicz - "Konrad Wallenrod"

Adam Mickiewicz – „Konrad Wallenrod”

 

Wstęp

 

Mija sto lat, odkąd Krzyżacy rozpoczęli podbój Prusów, a potem sięgnęli po Litwę. Ganicę między jednymi i drugimi stanowiła rzeka Niemen. Dawna zażyłość między Litwą a Prusami odeszła w niepamięć.

Jest rok 1391 i zanosi się na wojnę między nienawidzącymi się narodami.

 

I

Obiór

 

Z wieży malborskiej rozległ się dźwięk dzwonów. Odbywała się wielka narada kapituły mnichów, którzy mieli wybrać nowego Mistrza Zakonu. Wybór padł na Konrada Wallenroda, cudzoziemca, który przybył do Prus już dawno i zasłynął ogromną walecznością. Pobił Maurów (Arabów) i Turków, gromił pogan i zwyciężał w każdym turnieju. Ponadto posiadł wszelkie cnoty chrześcijańskie, zwłaszcza ubóstwo, skromność i pogardę dla świata. Od młodości poświęcił się klasztorowi, pogardzając godnościami i urzędami, nigdy nie zaprzedał się w niczyją służbę. Trzymał się z daleka od kobiet, jakby zupełnie nie wywierały na nim żadnego wrażenia. Aktualnie miał już siwe włosy i nieco obwisłe policzki, na których odcisnęło swoje piętno cierpienie. Czasami zapominał się i żartował oraz komplementował kobiety, ale były to rzadkie chwile. Wzbudzały w nim wzruszenie słowa pozornie bez znaczenia, takie jak ojczyzna, powinność, kochanka, krucjata, Litwa. Zawsze sprawiały one, że tracił humor. Miał jedynego przyjaciela, mnicha o imieniu Halban, który był jego powiernikiem i spowiednikiem.

Według rycerzy wadą Wallenroda było to, że nie lubił pijackich biesiad i światowej pustoty. Gdy go coś dręczyło, zamykał się w pokoju i pił samotnie. Brał wówczas do ręki lutnię i śpiewał pieśń w niezrozumiałym języku. Jego dusza ulatywała wówczas do przeszłości i wspomnień. Gdy zakonnicy niespodzianie zastawali go takim, tracił humor, głośno przeklinał, krzyczał na wojsko, wydawał rozkazy. Rozpogadzał się dopiero na widok Halbana, gdy ten spojrzał mu w oczy.

 

II

 

Na malborskiej wieży rozdzwoniły się dzwony. Zakonnicy przeszli z Sali obrad do kaplicy, śpiewając hymn do Ducha Świętego. Arcykomtur zarządził, aby zakonnicy odpoczęli nieco, a potem zebrali się, by błagać Boga o oświecenie umysłów i dokonanie dobrego wyboru. Sam wraz z Halbanem i kilkoma rycerzami przez kilka godzin błądził po okolicy, aż usłyszeli z narożnej wieży głos pustelnicy. Wieszczyła ona, że Konrad zostanie Mistrzem, aby zabijać Krzyżaków. Halban podziękował niebu za to proroctwo i powrócili do zamku, pewni, że na Wielkiego Mistrza należy wybrać Konrada. W drodze Halban zaśpiewał pieśń o pięknej Litwince o czystym sercu, która umrze samotnie i w zapomnieniu, dozgonnie kochając swojego wybranka.

 

III

 

Wielki Mistrz odebrał miecz i krzyż – symbole krzyżackiej potęgi. Na jego twarzy malowały się radość i gniew jednoczesnie. Zakonnicy ucieszyli się, że przed nimi kolejne wojny. Jednak Wallenrod przez dwa lata nie podejmował żadnej walki, nawoływał tylko współbraci do wyrzeczenia się dóbr materialnych i nakładał na nich ciężkie pokuty.

W tym czasie Litwini odważyli się podejść bliżej Malborka, podpalali liczne wsie i brali jeńców. Do Zakonu przybył litewski książę Witołd, który chciał opieki z jego strony w zamian za ziemie i skarby. Krzyżacy niecierpliwili się, gdyż uznali, że najwyższy czas rozpocząć wojnę.

Halban, szukając Konrada, znalazł go pod narożną wieżą, gdzie mieszkała pustelnica.

 

PIEŚŃ Z WIEŻY

 

Pustelnica skarży się, że przepłakała już wiele lat. Wspomina dzieciństwoci swoje dwie młodsze siostry, później szczęśliwą młodość i młodzieńca, który opowiedział jej o Bogu. Do tej pory marzy o swoim wybrańcu i o niebie.

 

* * *

 

Konrad odpowiada, mówiąc, że pamięta trzy siostry. Nakazuje pustelnicy śpiewać, nie milczeć, a jej łzy niech spadną na jego czoło.

 

GŁOS Z WIEŻY

 

Pustelnica prosi o wybaczenie, wspomina chwile spędzone z ukochanym. Opowiedziała mu swoje marzenia, a on ją wysłuchał.

 

KONRAD

 

Wallenrod nazwał pustelnicę aniołem i zapytał, dlaczego odeszła z klasztoru, by umierać powoli w wieży, która będzie jej grobem. On, słuchając jej głosu, przeżywa katusze.

 

GŁOS Z WIEŻY

 

Pustelnica nakazuje Konradowi więcej nie przychodzić pod wieżę i zapowiada, że już nigdy nie usłyszy jej głosu. Żegna się z nim i zamyka okno.

 

KONRAD

Wallenrod prosi pustelnicę o litość i powtórnie nazywa ją aniołem.

 

GŁOS [Z WIEŻY]

 

Pustelnica prosi o litośc nad nimi samymi. Nie chciała pozostać w klasztorze, bo nie umiała oddać serca Bogu – panował w nim ziemski kochanek. Czuła się tam źle, obco i przypomniała sobie, że Konrad miał powrócić do Malborka, aby zemścić się na nieprzyjacielu i bronić biednego narodu. Chciała zobaczyć go jeszcze raz albo umrzeć z nim, dlatego zamknęła się w wieży w nadziei, że usłyszy nazwisko ukochanego albo go wypatrzy pomiędzy innymi rycerzami. Twierdzi, że niebo spełniło jej niewinne marzenia, Konrad usłyszał i zrozumiał jej pieśń. Jest szczęśliwa, że mogą dziś razem płakać.

 

KONRAD

 

Wallenrod uznaje płacz za niepotrzebny. Przypomina, jak płakał, gdy rozstał się z pustelnicą, aby wypełnić swój obowiązek. Odkąd odkrył, że mieszka ona w tej wieży, nie myśli o niczym innym. Tymczasem Zakon chce wojny z Litwą, ponagla go również Halban, który przypomina mu złożone śluby. Konrad wstydzi się, że zamiast przystąpić do wojny, codziennie myśli o pustelnicy i wynajduje wszelkie preteksty, by opóźnić wojnę.

Gdy nastaje ranek, Wallenrod żegna się z pustelnicą.

 

IV

UCZTA

 

23 kwietnia, w dniu patrona (św. Jerzego) zjechali się do Malborka bracia, których Konrad podjął ucztą. Po jego lewej stronie zasiadał litewski książę Witołd, który związał się z Zakonem sojuszem przeciwko Litwie.

Mistrz dał hasło do rozpoczęcia uczty, po czym z pogardą przysłuchuje się nieprzyzwoitym żartom i gwarowi. W końcu wszyscy milkną, a wtedy Wallenrod złości się, że bracia albo wznoszą pijackie okrzyki, albo milczą. Wspomina dawne czasy, gdy podczas zwycięskich biesiad po bitwie rozlegały się pieśni.

Zza stołu podnosi się otyły Włoch i śpiewa pieśń pochwalną na cześć Konrada, a trubadurzy opiewają dzieje pasterzy, panien i zaklętych rycerzy. W tym czasie Wallenrod drzemie, a gdy ponownie zapanowała cisza, budzi się, rzuca Włochowi sakiewkę ze złotem, a następnie każe mu zejść z oczu. Oznajmia, że potrzebuje pieśni twardej, dzikiej, ognistej i ponurej. Do jej zaśpiewania zgłasza się starzec siedzący przy drzwiach pomiędzy giermkami i paziami. Na jego twarzy widnieją blizny po doznanych w życiu cierpieniach.

Stary wajdelota wyraża gniew i pogardę wobec zdrajców ojczyzny (dotyczy to między innymi Witołda). Gdy został siłą odciągnięty od ołtarza i pojmany przez Niemców, żaden Litwin nie przyszedł mu z pomocą i zestarzał się w obcej ziemi, żyjąc samotnie, nie wiedząc, gdzie naprawdę jest jego dom. Tylko w sercu zachował to, co było najlepsze w jego ojczyźnie. Proponuje, że jako ostatni wajdelota zaśpiewa po litewsku.

Konrad lustruje szyderczym wzrokiem Witołda, który zmienia się na twarzy. Zdrajca zamierza się nawet na starca szablą, ale nagle zaczyna płakać i wraca na swoje miejsce. Niemcy zaczynają szemrać między sobą, że do uczty został dopuszczony żebrzący dziad i że nikt nie zrozumie jego pieśni.

Wielki Mistrz wstaje i nkazuje rycerzom wysłuchać pieśni choćby ze względu na goszczącego u nich Witołda. Kto nie rozumie języka litewskiego, może wyjść.

 

PIEŚŃ WAJDELOTY

 

Gdy na cmentarzach i pustych błoniach pojawia się morowa dziewica, a psy wyją, przeczuwając śmierć, jednak on wróży Litwie większe niebezpieczenieństwo ze strony Niemców. Następnie chwali pieśni gminne, które są skarbnicą narodowej kultury i historii. Wajdelota skarży się, że jest już stary i czasem zapomina pieśni z przeszłości, ale zapał odświeża mu pamięć. Chciałby przywołać pieśń o wielkim, żyjącym współcześnie człowieku.

 

POWIEŚĆ WAJDELOTY

 

Stary wajdelota opowiada o Litwinach, którzy wracali z nocnej wyprawy z bogatymi łupami i mnóstwem jeńców niemieckich, którzy zadrżeli na widok Kowna, gdzie książęta litewscy palili rycerzy na stosach ofiarnych ku czci Peruna. Tylko dwóch jeńców jechało tam bez strachu: jeden piękny i młody, a drugi już stary. Ci dwaj sami uciekli w czasie bitwy na stronę litewską i zostali przyjęci przez księcia Kiejstuta, który wypytywał ich, kim są i z jakimi zamiarami przychodzą. Wówczas zabrał głos młodszy. Nie znał ani swojego imienia, ani nazwiska, pamiętał tylko, że pochodził z Litwy, z wielkiego miasta, gdzie stał dom jego rodziców. Miasto położone było na wzgórzach, a wokół rozpościerała się puszcza.

Pewnego razu obudziły ich wrzaski i pożary. Ich dom płonął, więc wybiegli i dowiedzieli się, że na miasto napadli Niemcy. Jeden z nich porwał go na konia i ostatnim, co słyszał, był krzyk matki. To wszystko, co zapamiętał. Czasami widzi w snach postacie matki, ojca i braci. Wychował się wśród Niemców, którzy nadali mu imię Walter i nazwisko Alf. Pozostała w nim jedynie litewska dusza. Sam Mistrz Winrych (Winrich von Kniprode) trzymał go do chrztu i kochał jak syna.

Gdy dowiedział się o nim stary litewski wajdelota, Walter często uciekał do niego, gdyż nudził się w pałacach. Wajdelota godzinami opowiadał mu o Litwie i nie pozwolił zapomnieć ojczystego języka. Podsycał w nim również myśl o zemście na Krzyżakach. Po powrocie do zamku chłopiec potajemnie ostrzył nóż, którym potem niszczył kobierce i lustra. Wajdelota wpoił mu myśl, że jeśli jest się niewolnikiem, to jedyną bronią jest podstęp. Doraził Walterowi, żeby pozostał w Zakonie i nauczył się od Krzyżaków rzemiosła wojennego.

Oprócz ksiecia Kiejstuta słuchała opowieści młodzieńca piękna Aldona – córka księcia. Wszystko zachowywała w pamieci. Walter opowiedział jej o Bogu, pokazał obrazek z Matką Boską i powoli nawrócił na chrześcijaństwo. Młodzi zakochali się w sobie, a książę zastanawiał się, czy nie wyrzucić Waltera z zamku. Doszedł jednak do wniosku, że jest to osoba potrzebna Litwie i zgodził się na małżeństwo z Aldoną.

Małżonkowie bardzo się kochali, lecz cieniem na ich życiu położyła się nowa wojna z Niemcami. Kowno i Kiejdany zostały splądrowane i zrównane z ziemią, a Litwini szukali schronienia w lasach. Walter wyjaśnił teściowi, że zna jeden skuteczny sposób na Krzyżaków, jednak jest to sposób straszny.

Kiejstut był coraz smutniejszy, a Walter często popadał w zamyślenie i tylko ukochana Aldona dawała mu ukojenie i szczęście. W skrytości ducha cierpiał, zrywając się nocami i patrząc na łuny pożarów. Zaniepokojonej Aldonie roztaczał straszną wizję przyszłości. Żona zaproponowała, aby wyjechać w głąb Litwy i zaszyć się w puszczy, lecz tam zagrażali im Tatarzy i Rusini. Walter wyjawił jej, że jest tylko jedno wyjście, ale na pytania Aldony nie odpowiadał. W końcu odbyła się straszna bitwa nad rzeką Rudawą niedaleko Królewca, w której Litwini ponieśli klęskę. Walter rozmawiał wówczas z Kiejstutem i wajdelotą, a Aldona nie rozumiała ani słowa, przeczuwała jednak coś strasznego. Po rozmowie wszyscy trzej mężczyźni zwrócili na nią zasmucone spojrzenia, na twarzy Waltera malowała się rozpacz. Rozpłakał się i upadł do stóp żony, błagając o przebaczenie. Cały pozostały czas tego dnia spędzili razem, wspominając, jak się poznali i pokochali. Walter wciąż chciał coś powiedzieć, ale nie śmiał. Gdy wyszedł z komnaty, małżonka podejrzała, że zatrzymał na noc wajdelotę. O wschodzie słońca ujrzała dwóch rycerzy odjeżadżających z zamku. Aldona ze strasznym przeczuciem zabiegła im drogę, lecz Walter tylko prosił ją, aby zawróciła do domu i zapewniał, że zapomni o nim i jeszcze będzie szczęśliwa. Nazwał ją wdową. Jej rozbiegany wzrok spoczął na samotnej wieży klasztornej za Niemnem, a Walter zrozumiał, co zamierza zrobić. Odprowadził ją pod bramy klasztoru, tam opowiedział małżonce o swoich zamiarach i nakazał trzymać je w tajemnicy. W końcu odjechał z wajdelotą i nikt więcej o nich nie słyszał.

Na tym wajdelota zakończył swoją opowieść.

 

* * *

 

Słuchacze pytają wajdelotę, gdzie podział się Walter Alf, tylko Konra Wallenrod milczy i wypija jeden za drugim puchary wina. Na jego twarzy maluje się gniew i pyta wajdelotę o zakończenie tej pieśni. W końcu bierze do ręki lutnię i śpiewa balladę o Alpuharze, której nauczył się od Maurów (Arabów), walcząc w górach południowej Hiszpanii.

 

BALLADA

ALPUHARA

 

Siedziby Maurów zostały zrównane w ziemią i tylko twierdza w Grenadzie jeszcze się broniła. W mieście panowała zaraza. Broniła się również Alpuhara, gdzie garstką rycerzy dowodził Almanzor. Hiszpanie wdarli się tam o wschodzie słońca. Dowódca uciekł i oddał się w ręce Hiszpanów, błagając o pozostawienie go przy życiu. Zadeklarował nawrócenie się na chrześcijaństwo. Hiszpanie docenili jego męstwo i przywitali jak swojego. Almanzor witał się z każdym, całując w usta. Nagle zasłabł, upadł na ziemię i zsiniał. Wtedy oznajmił szyderczym tonem, że przybył z Grenady, gdzie panuje zaraza i pocałunkiem każdego zaraził. Długo śmiał się, aż skonał.

Wystraszeni Hiszpanie uciekli do Alpuhary, ścigani przez dżumę, a kto nie zdążył, poległ w bitwie.

 

* * *

 

Konrad kończy pieśń i chce jeszcze śpiewać, lecz w lutni pęka struna. Każe Halbanowi zejśc mu z oczu, wywraca stół z pucharami i winem, w końcu zasypia.

Zdumieni rycerze zastanawiają się, dlaczego Konrad upił się do nieprzytomności, że jego ballada była dziwaczna i że Witołd rozgniewał się nie wiadomo na kogo.

 

V

WOJNA

 

Konrad nie może dłużej hamować nalegań braci i ludu. Książę Witołd, który wczesniej żebrał o wsparcie Zakonu, teraz zdradził nową przyjaźń, zabrał swoich rycerzy i uciekł. Zniszczył zamki Teutonów (Krzyżaków), które napotkał na drodze, Zakon więc wypowiedział Litwie wojnę krzyżową.

Krzyżacy najeżdżają ziemie litewskie, oblegają Kowno i Wilno, jednak pożogi w końcu przygasają, a gońcy wysyłani po nowiny już nie wracają. W ten sposób mija jesieńi nastaje zima. Od strony Malborka nadciąga kilku podróżnych i okazuje się, że to sam Mistrz z kilkoma wodzami. Na pytanie o resztę wojska Konrad wskazuje na zamarznięte trupy i resztki pułków wznoszących w rozpaczy ręce do nieba.

Konrad, dawniej smiały i skory do walki, okazuje się teraz lękliwy, niedbały, nieuważny, gnuśny. Krzyżaków wyniszczają głód i nieprzyjaciele. Podczas gdy Niemcy myslą o odwrocie, Konrad spokojnie jeździ na łowy albo zamyka się w namiocie, knując jakieś tajemnicze zamiary. W ogóle nie bron swoich poddanych, całymi dniami rozmawia z Halbanem. Gdy wśród ciężkiej zimy na Zakona napada Witołd, Mistrz pierwszy ucieka z pola bitwy. Na koniec prowadzi do domu resztki wyniszczonych żołnierzy. Po powrocie zwołuje na naradę rycerzy, którzy idą na nią niechętnie.

W Malborku znajduje się podziemny loch, w którym gromadzi się nocą tajemny trybunał. Wokół znajdującego się w pomieszczeniu tronu stoi dwanaście krzeseł, a na tronie lezy księga z tajemniczymi ustawami. Po kolei wchodzi do lochu dwunastu sędziów w maskach na twarzy. Nikt nie wie, kim są inni. Są zobowiązani przysięgą karać władców za zbrodnie.

Jeden z sędziów zabiera głos. Twierdzi, że podejrzenie Wallenroda o to, że nie jest tym, za kogo się podaje, zostało poparte dowodem. Nie wiedzą, kim jest. Gdy hrabia Wallenrod jechał do Palestyny z wyprawą krzyżową, Konrad przybył do Zakonu przed dwunastoma laty. Był giermkiem hrabiego Wallenroda, który wkrótce zaginął bez wieści. Podejrzanym o jego zabicie był giermek, który uciekł z Palestyny i udał się do Hiszpanii, gdzie mężnie walczył z Maurami i zdobywał liczne nagrody w turniejach rycerskich – wszystko to pod nazwiskiem Wallenroda. W końcu wstąpił do Zakonu i został Mistrzem, co zgubiło Krzyżaków. Szpiedzy już dawno wysledzili, że w czasie ostatniej wojny zamiast walczyć, spotykał się potajemnie z Witołdem. Śledzili go także, gdy pod wieżą rozmawiał z pustelnicą, ale nie rozumieli ich rozmów, ponieważ oboje mówili po litewsku.

Na koniec sędzia oskarża Mistrza o fałsz, zabójstwo, herezję i zdradę. Pozostali sędziowie roztrząsają sprawę i zgodnie wykrzykują „biada!”. Wznoszą do góry miecze i w tym geście zawiera się wyrok na Konrada.

 

VI

Pożegnanie

 

W zimowy ranek Konrad biegnie wśród zamieci do wieży i krzykiem oznajmia Aldonie, że wypełnił swoje śluby.

 

PUSTELNICA

 

Pustelnica wita męża z niedowierzaniem.

 

KONRAD

 

Konrad radośnie obwieszcza jej zwycięstwo nad Zakonem, który i przez sto lat nie odbuduje strat. On sam ma już dosyć zemsty i wspomina dawne dzieje ich dwojga. Obiecuje Aldonie, że oboje powrócą w tamte strony, gdzie byli razem szczęśliwi. Tymczasem Aldona milczy, a Konrad oczekuje odpowiedzi. Kobieta w końcu oznajmia, że jest już za późno. Przysięgła Bogu nigdy nie wyjść z wieży. Gdyby ją opuściła, Konrad ujrzałby nie dawną Aldonę, ale upiora. Woli pozostać w pamięci męża młodą i piękną. Ona sama, słysząc jego głos, odchodzi od okna, aby nie widzieć go innego niż przed laty. Obiecuje mu, że będą razem, ale po smierci. Prosi Waltera Alfa, aby jak najczęściej przychodził pod wieżę, by mogła słuchać jego głosu. Alf już nie słucha, odchodzi i błąka się po okolicy zrozpaczony. Rankiem widzi cień powtarzający „biada!”, „biada!”. W jednej chwili rozumie wszystko i zawraca w kierunku wieży. Chce, aby Aldona zgadła, dlaczego przychodzi tak wczesnie.

 

ALDONA

 

Aldona nie chce zgadywać i prosi Waltera, aby przyszedł wieczorem.

 

ALF

 

Mąż prosi małóznkę o jakikolwiek przedmiot, bo chce mieć przy sobie pamiątkę. Oznajmia jej, że wkrótce ma zginąć i proponuje, aby zginęli razem. Zamierza ukryć się w przedmiejskiej strzelnicy. Codziennie rano będzie wywieszał czarną chustkę, a wieczorem postawi lampę w oknie na znak, że żyje.

 

* * *

 

Po zachodzie słońca Alf wybiera się do wieży pustelnicy. Gdyby rano nie wrócił, Halban ma opuścić strzelnicę.

Do bram kołaczą rycerze. Alf bierze ze stołu kielich, wypija jeo zawartość i nakłania do tego samego Halbana. Ten odmawia, obiecuje przeżyć i głosić całemu światu sławę jego czynu.

Walter patrzy na wieże pustelnicy, żegna się z Halbanem. Do strzelnicy wdzierają się rycerze i zapowiadają, że dziś zginie. Wypita trucizna zaczyna działać, Alf słania się na nogach, ale mówi jeszcze, że jest gotów umrzeć. Resztką sił przypomina z dumą, jak zniszczył Zakon. Upada, strącając z okna lampę. W tej samej chwili z wieży pustelnicy rozlega się straszny krzyk. Człowie, który wydaje z siebie taki jęk, nigdy więcej już nie wyda głosu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz