Adam Mickiewicz – „Pan Tadeusz” – streszczenie
Księga pierwsza
Gospodarstwo
W inwokacji poeta zwraca się z prośbą do Maryi,
aby tak, jak w dzieciństwie cudem uratowała go od śmierci, tak teraz
pomogła mu wrócić do ojczyzny. Wspomina leśne pagórki, zielone łąki
rozpościerające się nad Niemnem. Pola porastają złote i srebrne zboża,
gryka, koniczyna, żółte kwiaty rzepaku. Pośród takich pól, nad strumieniem,
stał przed laty drewniany dwór na podmurówce, odbijający się bielą ścian od
ciemnej zieleni topoli. Dwór był niewielki, lecz schludny. Miał wielką stodołę,
a wokół niej stogi. Widać było, że okolica jest bardzo obfita w zboże.
Brama otwarta na oścież oznajmiała gościnność gospodarzy.
Na podwórze zajechała właśnie dwukonna bryczka,
z której wysiadł młody panicz. Wbiegł do domu, którego dawno nie widział,
bo dopiero skończył naukę w Wilnie. Czułym spojrzeniem przywitał znajome
ściany, na których wisiały portrety Kościuszki, Rejtana, Jasińskiego, Korsaka.
Pociągnął za sznurek starego zegara kurantowego, który zaczął wygrywać „Mazurek
Dąbrowskiego”. Pobiegł do komnaty, gdzie mieszkał przez dziesięcioma laty
i zdumiony zatrzymał się w progu, widząc, że zmieniła się w kobiecy
pokój z niedbale porzuconymi na fortepianie nutami i sukienką na
krześle. Za oknem widoczny był sad, w którym ktoś urządził mały ogródek.
Niedaleko stała młoda dziewczyna w białym, rannym stroju, w jakim
nigdy mężczyźni nie oglądali kobiet. Włosy miała zawinięte w papiloty.
Wbiegła do komnaty przez okno, po desce opartej o ścianę. Chwyciła sukienkę
i nagle zauważyła młodzieńca, krzyknęła i uciekła. Tymczasem na
folwarku zauważono, że zajechał gość i zabrano konie do stajni, a Wojski,
zastępujący Sędziego Soplicę pod jego nieobecność, zajął się urządzaniem
wieczerzy poza domem i teraz, nie chcąc pokazać się gościowi w roboczym
stroju, przebrał się i poszedł go przywitać. Rozpoznał w nim od razu
Tadeusza i wypytywał o jego dzieje. Zapowiedział, że stryj zamierza
wkrótce wyprawić mu wesele. Następnie poszli razem pod las, aby przywitać
resztę towarzystwa, które zjechało się na zakończenie sądowego sporu z Hrabią
o zamek. Nad lasem właśnie zaczęło zachodzić słońce. Towarzystwo wracało
już z lasu w ustalonym porządku. Wzruszony Sędzia przywitał się z Tadeuszem.
Jak się okazało, woźny Protazy wyniósł stoły i urządził wieczerzę w dobrze
zachowanej sieni zrujnowanego zamku, tłumacząc, że izby dworskie nie pomieszczą
tylu gości. O zamek ten, początkowo przez nikogo niechciany, teraz wiedli
spór Sędzia Soplica i Hrabia – ostatni z Horeszków, sierota, który
właśnie osiągnął pełnoletność, tj. 20 lat. Goście zajęli miejsca
według wieku, godności i urzędu. Bernardyn zmówił po łacinie modlitwę i zaczęto
jeść chłodnik. Między Tadeuszem a stryjem czekało na kogoś puste krzesło.
Roztargniony młodzieniec zapomniał o usługiwaniu damom, więc Podkomorzy
zganił współczesne obyczaje, a Sędzia wygłosił mowę o tym, jak
dawniej uczono młodzież grzeczności. Podkomorzy przypomniał czasy, kiedy do
Polski zawitała naganna moda na francuszczyznę i zapytał ks. Robaka
o wiadomości zza Niemna (tj. z Księstwa Warszawskiego).
Bernardyn, spojrzawszy na Moskala Rykowa, odrzekł, że polityka go nudzi i że
się nią nie zajmuje. Wtem bocznymi drzwiami weszła piękna, młoda kobieta, którą
wszyscy entuzjastycznie witali. Przedzierając się do swojego miejsca, w roztargnieniu
oparła się o Tadeusza i usiadła. Przy stole znów rozległy się rozmowy,
wzmogła się kłótnia Asesora z Rejentem o charty. Tadeusz tymczasem
przyglądał się nowemu gościowi. Choć miał już prawie 20 lat, w Wilnie
wychowywany był surowo przez księdza, dlatego postanowił teraz używać na wsi
swobody. Po Soplicach był silny i krzepki, dobrze jeździł konno, nie
garnął się specjalnie do nauki. Myślał o wstąpieniu do wojska, lecz stryj
postanowił go najpierw ożenić. Zalety Tadeusza przyciągały wzrok jego sąsiadki,
która pierwsza zaczęła z nim rozmowę. Mówiła dużo o nowych książkach,
o malarstwie, a potem o nudzie i kłopotach towarzyszących
życiu na wsi. Na drugim końcu stołu wzmogła się sprzeczka o charty.
Kłótnię przerwał Podkomorzy, który nakazał zawiesić spór do następnego dnia.
Wojski zaczął opowiadać o dawnych polowaniach, a zagłuszył go śmiech
młodzieży. Zaczęto wstawać od stołu. Tadeusz chciał wypytać o Telimenę,
lecz nie mógł znaleźć ani Wojskiego, ani Protazego. Gdy wszyscy położyli się
spać – starsi i damy we dworze, a młodzież w stodole na sianie –
Sędzia przeglądał jeszcze rachunki i wydawał rozkazy służbie. Gdy położył
się spać, Protazy przeglądał jeszcze swoją ukochaną książeczkę ze spisanymi
sprawami sądowymi sprzed lat, aż w końcu i on usnął.
Zdarzało się na Litwie, że kwestarz z obcego
klasztoru okazywał się tajnym emisariuszem napoleońskim. Był nim podobno
i ks. Robak, który często rozmawiał z Sędzią na osobności, a później
po okolicy rozchodziły się jakieś nowiny. Mnich miał na prawej skroni bliznę na
szerokość dłoni, a w brodzie ślad po postrzale, co zdradzało, że nie od
zawsze był księdzem. Nawet przy ołtarzu zachowywał się po żołniersku. Był
świadomy spraw politycznych, załatwiał mnóstwo interesów, często wymykał się
nocą do dworów, a w karczmach wiele rozmawiał z chłopami. Teraz
właśnie przyszedł obudzić śpiącego od godziny Sędziego.
Księga
druga
Zamek
O wschodzie słońca w Soplicowie młodzież już
powstawała, spał jeszcze jedynie Tadeusz, który po wczorajszej wieczerzy zasnął
najpóźniej. Do stodoły wszedł ks. Robak i obudził go, a tymczasem
na dziedzińcu rozpoczęły się przygotowania do polowania na zające. Podkomorzy
dał sygnał do wyjazdu. Ks. Robak chodził po dziedzińcu, odmawiając
pacierze i spoglądając na Tadeusza. Wreszcie pogroził mu palcem, a Tadeusz
odjechał. Rozpoczęła się gonitwa za szarakiem, a tymczasem pod lasem
zamkowym ukazał się spóźniony Hrabia. Zatrzymał się przy zamku, widząc go po
raz pierwszy z rana. Urzeczony tym widokiem, zaczął szkicować go na papierze.
Nagle ujrzał w pobliżu człowieka, który przyglądał się zamkowi. Był to
Gerwazy, ostatni z dworzan Horeszków. Dawniej słynął z wesołości, ale
od czasu bitwy, w której zginął dziedzic, nikt już nie widział, aby się
uśmiechał. Nazywał się Rębajło, a tytułował się Klucznikiem. Gdy
ujrzał Hrabiego, pokłonił mu się nisko i z żalem zapytał, dlaczego
skąpi na proces i chce odstąpić zamek Soplicom. Hrabia odrzekł, że proces
go nudzi i zamierza przyjąć każde warunki ugody. Gerwazy oburzył się,
kazał Hrabiemu zsiąść z konia i wprowadził go do zamku. Tam
opowiedział mu jego historię. Jego pan, Stolnik Horeszko, miał jedyną córkę,
o której rękę ubiegało się wielu szlachciców. Był pośród nich Jacek
Soplica, zwany „Wojewodą”, gdyż cieszył się posłuchem szlachty w całym
województwie. Często gościł u Stolnika w zamku i gdy zamierzał
oświadczyć się o rękę Ewy Horeszkówny, podano mu czarną polewkę na
znak odmowy. Pewnego razu zamek Stolnika oblegli Moskale. Mieszkańcy zamku
bronili się, aż w końcu zadowolony Stolnik wyszedł na ganek i zaczął
celnie strzelać do Moskali. Nagle od strony bramy padł strzał i ugodził
Stolnika w samą pierś, a Gerwazy rozpoznał w zabójcy Jacka
Soplicę. W rozpaczy chciał strzelić do niego, lecz dwa razy chybił.
Przysiągł zemstę na Soplicach i nie dopuści do oddania im zamku. Hrabia
zachwycił się romantyczną opowieścią Gerwazego i zamyśliwszy się nad nią,
odjechał. Zatrzymał się koło sadu, w którym urządzono ogródek, pośrodku
którego stała dziewczyna ubrana w bieliznę i słomiany kapelusz.
Zapatrzył się na nią, lecz podszedł do niego po cichu ks. Robak i pogroził
mu palcem. Hrabia ponownie się zamyślił, a tymczasem goście zaczęli wracać
z polowania na śniadanie. Zaczęto roznosić kawę parzoną przez specjalnie
do tego zatrudnioną kobietę. Panie zrobiły sobie gorące piwo zabielane
śmietaną, w którym pływały kawałeczki posiekanego sera, a mężczyźni
wybierali domowe wędliny. Na ostatnie danie jedzono zrazy. Rozmawiano o gospodarstwie
i polityce, a Asesor z Rejentem znów kłócili się o charty.
Tadeusz z Telimeną szeptali na osobności, lecz na wspomnienie Petersburga
Telimena zaczęła opowiadać o swoim pobycie w tym mieście
i o chartach, które zagryzły jej ulubionego pieska – bonończyka.
W tym czasie Sędzia grał z bernardynem w karty. Na koniec Wojski
uciszył wszystkich i oświadczył, że pora zakończyć kłótnię Asesora z Rejentem
tak, jak to czyniono dawniej. Telimena, znudzona, postanowiła wyjść do lasu,
a za nią podążył Tadeusz. Pomysł grzybobrania ucieszył Sędziego, który
ogłosił konkurs na najpiękniejszego rydza.
Księga trzecia
Umizgi
Hrabia wracał do siebie, lecz po drodze zatrzymał
się przy ogrodzie, gdzie ujrzał piękne zjawisko. W ogródku pomiędzy
drobiem widać było główki dzieci, a pośród nich dziewczynę z długimi
włosami, która karmiła je i odganiała od nich ważki. Hrabia wyszedł prosto
na nią i ukłonił się, na co spłoszona dziewczyna uciekła, a po chwili
wróciła do pozostawionych dzieci. Hrabia przemówił do niej górnolotnie jak do
księżniczki, ale dziewczyna zaproponowała mu tylko, aby pomógł jej zapędzić
ptactwo, które się tymczasem rozbiegło. Rozczarowany Hrabia skierował się do
gaju. Ujrzał snujące się jak cienie postacie w specjalnych opończach i rozliczne
gatunki grzybów wyglądających jak zastawa stołowa na zielonym obrusie. Tylko
znudzona Telimena nie zbierała grzybów. Spacerując samotnie, oddaliła się od
towarzyszy i spoczęła na trawie nad strumieniem w pięknym i zacisznym
miejscu. W niedługim czasie, niby przypadkiem, zakradł się w to
miejsce Tadeusz, ale uprzedził go Sędzia. Usiadł obok Telimeny i zwierzył
się jej, że jego brat – Jacek – wciąż nie chce oznajmić synowi, że żyje i przysłał
bernardyna Robaka, aby przekazał, że życzeniem jego jest, aby Tadeusz ożenił
się z wychowanką Telimeny – Zosią. Telimena sprzeciwiła się temu,
twierdząc, że Zosia zdziczałaby w Soplicowie. Zaproponowała, żeby zaczekać
jeszcze, gdyż oboje są zbyt młodzi. Sędzia odszedł zamyślony, a tymczasem
z przeciwnej strony zaczął zbliżać się Tadeusz. Za drzewami zaś stał
Hrabia i szkicował obserwowany obraz. Podszedł do Telimeny i podał
jej szkic, aby go oceniła. Telimena zachwyciła się i rozmowa zeszła na
piękno krajobrazów włoskich. Tymczasem Tadeusz, zniecierpliwiony długą rozmową
Telimeny, przyłączył się do niej, stając w obronie przyrody ojczystej. Hrabia
i Telimena oponowali, a Tadeusz chwalił malarza Aleksandra
Orłowskiego, który rozsławiał wszystko, co polskie. Na koniec rozległ się
dźwięk dzwonu dworskiego wzywającego na obiad. W momencie, gdy Hrabia
przypinał sobie do piersi kwiat niezapominajki podarowany przez Telimenę, ona sama
ukradkiem wsunęła Tadeuszowi w dłoń malutki liścik i klucz. Z gaju
tymczasem wracała gromada gości, niosąc grzyby. Obiad upływał w ciszy, gdy
nagle przybył gajowy z wiadomością, że w okolicy pojawił się
niedźwiedź. Zarządzono przygotowania do polowania i mszę św. Huberta
za myśliwych w kaplicy leśnej. Na wodza wyprawy wybrano Wojskiego, który
wyznaczył rozpoczęcie polowania mszą o 4.30.
Księga czwarta
Dyplomatyka i łowy
Z rana w puszczy litewskiej rozległ się odgłos rogów
i szczekanie psów zwiastujące polowanie. W Soplicowie został Tadeusz,
który zaspał. Zbudziło go stukanie i w otworach okiennic ujrzał
śliczną twarzyczkę. Zerwał się, ale nie dostrzegł już niczyich śladów. Wskoczył
na konia i popędził, aby dogonić myśliwych. Po dwóch stronach drogi stały
dwie karczmy. Stara należała do dziedzica zamku, a nową postawił Soplica.
Stara zbudowana była sposobem żydowskim na wzór arki. Pośrodku niej siedziała
szlachta, która przyszła do Jankiela napić się po niedzielnej mszy. Jankiel był
Żydem uczciwym, lubianym, słynącym z muzycznego talentu, upowszechniającym
pieśni patriotyczne. Był dobrym Polakiem, patriotą. Dążył zawsze do zgody
i szanowali go wszyscy. Wśród szlachty siedział ks. Robak i głośno
rozprawiał. Gdy szlachta zaczęła kłócić się między sobą, pogodziło ją
wspomnienie przez bernardyna nazwiska Dąbrowskiego i wspólny śpiew
„Mazurka”. Ks. Robak zachęcił szlachtę do oczyszczenia domu, to znaczy
ojczyzny z wojsk rosyjskich. Ujrzawszy przez okno Tadeusza pędzącego na koniu
z posępną twarzą, pospieszył za nim. W puszczy myśliwi oczekiwali na
niedźwiedzia w ciszy, a gdy zwierzę się pojawiło, wystraszywszy się
psów i huku trzech strzelb, uciekło w tę stronę, gdzie znajdowali się
tylko Wojski, Tadeusz i Hrabia. Niedźwiedź runął wprost na Hrabiego i Tadeusza,
a gdy obaj chybili, rzucił się na nich. Rozległy się trzy równoczesne
strzały i niedźwiedź padł. Wojski odegrał na rogu bawolim triumfalny
koncert. Asesor i Rejent zaczęli kłócić się o to, który z nich
zabił niedźwiedzia, więc głos zabrał Wojski, który postanowił opowiedzieć
historię Domejki i Dowejki. Tymczasem Gerwazy wyjął kulę, która zabiła
niedźwiedzia i okazało się, że pochodzi ona z jego strzelby, wyrwanej
mu z rąk przez nadbiegającego bernardyna, który strzelił niedźwiedziowi z odległości
stu kroków prosto w środek paszczy, na dodatek celując między głowami
dwóch mężczyzn. Tak strzelał niegdyś tylko jeden człowiek – Jacek Soplica. Rozpalono
ogniska i zaczęto jeść bigos myśliwski, zakrapiany suto wódką gdańską ze
złotem. Wracając z polowania, Wojski opowiedział historię Domejki i Dowejki
– szlachciców, którzy pojedynkowali się przez skórę niedźwiedzia. Poprosili na
sędziego Wojskiego, który pociął skórę na pasy, ułożył z niej długi most
przez rzekę i kazał szlachcicom strzelać dotąd, dopóki się nie pogodzą.
Ich spór zakończył się przyjaźnią, Domejko ożenił się z siostrą Dowejki
i odwrotnie. Wspólnie wybudowali karczmę, którą nazwali „Niedźwiadek”.
Księga piąta
Kłótnia
Podczas gdy myśliwi wracali z polowania,
Telimena zastanawiała się w samotności, jak złowić Tadeusza, a Hrabiemu
podsunąć Zosię. Zawoławszy swą podopieczną, oznajmiła jej, że ponieważ zaczęła
już czternasty rok, pora zacząć przygotowania do wejścia na salony. Kazała jej
się ubrać, pokojowa uczesała ją i Telimena rozpoczęła naukę właściwego
chodzenia i dygania. Tymczasem wrócili myśliwi. Tadeusz, ujrzawszy Zosię, rozpoznał
ją i poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Spostrzegła to Telimena, która natychmiast
zaczęła wypytywać go o zmianę nastroju. Tadeusz nic nie odpowiedział i wyszedł,
trzaskając drzwiami. Błąkał się bez celu dość długo, aż trafił do Świątyni Dumania,
gdzie zastał samotną, płaczącą bezgłośnie Telimenę, która nagle zerwała się
i zaczęła podskakiwać. Jak się okazało, usiadła na mrowisku
i obsiadły ją mrówki. Tadeusz rzucił się na ratunek i zaczęli godzić się
bez słów. Dopiero dzwon dworski oznajmił im porę wieczerzy. Wrócili oddzielnie.
Wieczerzę urządził Protazy w zamku, mimo wyraźnego zakazu Sędziego.
Podczas jedzenia wszyscy milczeli. Myśliwi czuli się zhańbieni przez
bernardyna, Asesor i Rejent – zgnębieni porażką swych chartów. Telimena
i Tadeusz siedzieli bokiem do siebie, a Hrabia był nie w humorze,
wyraźnie z powodu Telimeny. Tadeusz spostrzegł nagle niedostatki w jej
urodzie: zmarszczki, piegi, brak dwóch zębów. Do tego zauważył zaloty Hrabiego
do Zosi i milczał ponuro. Nawet Podkomorzy miał zły humor, gdyż widział
swe posażne i nadobne córki zaniedbane przez młodzieńców. Wojski, który
nie znosił milczenia, zaczął mówić o polowaniu, a Sędzia oznajmił, że
upolowanego niedźwiedzia odda Robakowi do klasztornej kuchni, sobie zaś chce
zostawić skórę. Nagle z kąta, gdzie wisiał portret Stolnika, wyszedł
Gerwazy, otworzył szafę i zaczął nakręcać dwa stare zegary kurantowe,
które już dawno nie wskazywały właściwej godziny. Podkomorzy kazał mu przerwać
pracę, gdyż zardzewiałe koła zgrzytały nieprzyjemnie, lecz Klucznik go nie
posłuchał. Wywiązała się kłótnia, a z niej bójka. Zakończyła ją
Zosia, stając w obronie otoczonego Gerwazego. Klucznik zasłonił się ławą
i myślał, czy by nie rozpocząć nowej bójki, lecz zląkł się Wojskiego,
który był mistrzem w sztuce rzucania nożem. Wycofali się z Hrabią i po
chwili Gerwazy pojawił się na chórze, przy starych organach, skąd zaczął
wyrywać ołowiane rury i zrzucać je na dół. Goście wyszli z zamku,
a za nimi uciekła służba. W opustoszałym zamku na drugim piętrze, na
krużganku izby zwierciadlanej stał Hrabia, a Gerwazy przechadzał się
zamyślony. Na koniec postanowili odzyskać zamek zajazdem. Gerwazy zobowiązał
się zebrać wśród okolicznej szlachty nieprzyjaciół Sopliców.
Księga szósta
Zaścianek
Następnego dnia w Soplicowie goście wstali smutni i siedzieli
cicho pochowani w kątach. Sędzia od rana pisał pozew przeciwko Gerwazemu
i Hrabiemu i wysłał z nim Protazego. Do Sędziego wpadł Robak,
który zwietrzył, że Telimena knuje jakąś intrygę. Dowiedziawszy się o zajściu
z poprzedniego wieczoru, rozzłościł się. Doradził załagodzenie sporu,
powołując się na Jacka Soplicę. Zapowiedział, że szykuje się wojna, po której
Polacy odzyskają ojczyznę i czynił Sędziemu wyrzuty, że w takiej
chwili myśli o procesie. Podjął się pogodzenia zwaśnionych. W opustoszałym
zamku spotkał Woźnego Protazego, który na darmo odczytywał pozew. Od bab na
folwarku dowiedzieli się, że Hrabia z Gerwazym i drużyną dworską
ruszyli zbrojnie do Dobrzyna.
W zaścianku mieszkała szlachta wyróżniająca się
czarnymi włosami i oczami oraz czysto polską mową, choć osiedli na Litwie
przed czterystu laty. Chłopców nazywano Maciej albo Bartłomiej, a dziewczęta
– Kachny lub Maryny. Dla rozeznania nadawano mężczyznom przydomki.
O świcie zjawił się w Dobrzynie konny posłaniec i biegał
od chaty do chaty. Powstało zamieszanie i postanowiono udać się do
72-letniego Maćka nad Maćkami (zwanego inaczej Kurkiem na kościele, Zabokiem
lub Królikiem). Poważano go w zaścianku za waleczność, jaką się wsławił
oraz za mądrość i rozwagę. Nic w Dobrzynie nie działo się bez jego rady.
Wyszedł właśnie przed dom i głaskał króliki, gdy nagle zwierzęta uciekły
spłoszone, a przed jego chatę przybyła gromada szlachty. Powoli zaczęli
schodzić się mieszkańcy całego Dobrzyna i okolicznych zaścianków.
Księga siódma
Rada
Bartek zwany Prusakiem wyjaśnił Maćkowi, z czym
przybywają. Zaproponowali, aby wzniecić na Litwie powstanie przeciwko Moskalom.
Wywiązała się długo trwająca narada, aż pojawił się Gerwazy Rębajło
i wyjaśnił, że zgromadził wszystkich po to, aby przypomnieć im słowa
bernardyna, że zanim przyjmą do domu Napoleona, trzeba z niego wymieść
śmiecie, a śmieciami okolicy są Soplicowie. Bartek Prusak sprzeciwił się
niechrześcijańskiej praktyce zemsty. Żyd Jankiel stanął na ławie i powiedział,
że szanuje Sopliców tak samo jak Dobrzyńskich i że dochodzenie swoich praw
gwałtem jest złe. Radził, aby powstrzymać się do wiosny, a tymczasem
zaprosił na wódkę, gdyż jego córka urodziła synka – małego Jankielka. Przemowa
Żyda trafiła do serc wszystkich, lecz Gerwazy wpadł w tłum i kazał mu
się nie wtrącać. Zaczął przypominać szlachcie dobrodziejstwa, jakich doznała od
nieboszczyka Stolnika i udowadniać, że Soplica nigdy nikomu nie zrobił
niczego dobrego. Szlachta znowu zaczęła burzyć się przeciwko Soplicom. Dopiero
Maciek nad Maćkami, dotąd milczący, wstał i zabrał głos, mówiąc, że są
głupi i nie można z nimi rozmawiać o poważnych sprawach. Kazał
im wynosić się precz. Znienacka pojawił się Hrabia i szlachta podążyła za
nim do karczmy. Narada skończyła się okrzykiem: „Hajże na Soplice!”.
Księga ósma
Zajazd
Po wieczerzy Sędzia wraz z gośćmi wyszli na
dziedziniec. Wojski opowiadał historie gwiazd i gwiazdozbiorów, a oczy
wszystkich przyciągnęła kometa wróżąca wojnę. Wojski uznał ją za zły znak dla Soplicowa.
Goście powoli rozchodzili się, aby położyć się spać, a Tadeusz czekał pod
drzwiami stryja. Zza drzwi dobiegło go szlochanie, a zajrzawszy przez
dziurkę od klucza ujrzał Sędziego i Robaka klęczących i obejmujących
się. Bernardyn opowiedział Sędziemu o zamieszaniu w Dobrzynie i o pomyśle
Klucznika Gerwazego. Powierzył Sędziemu tajemnicę swojej osoby i wyszedł
oknem prosto do ogrodu. Sędzia, zostawszy sam, płakał. Tadeusz odczekał chwilę
i wszedł. Poprosił stryja, aby mógł rozprawić się z pyszałkowatym
Hrabią, a potem wstąpić do wojska. Sędzia powstrzymał jego zapał,
domyślając się, że jego przyczyną są jakieś zatargi miłosne. Tadeusz, ostro
złajany, wyszedł zamyślony od stryja i natknął się na Telimenę, która
zaczęła czynić mu wymówki. Zrozpaczony Tadeusz pobiegł prosto nad stawy, żeby
się utopić. Zrządzeniem losu jechał tamtędy Hrabia i ujrzawszy Tadeusza,
kazał go pojmać. Odstawiwszy go do dworu, wypowiedział wojnę Sędziemu. Zosia
zaczęła krzyczeć, a Telimena mdleć. Hrabia rozkazać zamknąć w domu rodzinę
Sopliców, a po chwili dwór zaczęła szturmować szlachta. Wpadli do kuchni i ujrzawszy
garnki, zaczęli jeść i pić. Gerwazy tymczasem wywlókł na dziedziniec
Protazego i kazał mu ogłosić panem zamku i dworu Sopliców Hrabiego.
Woźny wszedł na stos belek, chcąc niby przemówić do szlachty, a tymczasem
zręcznie uciekł. Po tym incydencie szlachta zaczęła plądrować dwór, zabijać
inwentarz i wytaczać z piwnicy beczki wódki, miodu i piwa. Na
koniec urządzili ucztę, upili się i pozasypiali.
Księga dziewiąta
Bitwa
Gdy pogrążona w pijaństwie szlachta zaczęła się
budzić, okazało się, że wszyscy zostali w czasie snu związani przez
Moskali. Z odsieczą Sędziemu przybyli tymczasem krewni i przyjaciele,
ale nie wiadomo było, kto sprowadził batalion żołnierzy. Major kazał w suszących
się pod płotem belkach powycinać otwory, w które powtykano nogi więźniów i zamknięto
drugą belką. Zaczął padać deszcz. Nawet Sędzia i kobiety wstawiali się za
marznącymi niewolnikami, ale na próżno. Moskalami dowodził major Płut – dawny
Polak (kiedyś nazywał się Płutowicz), który wstąpił do służby cara. Sopliców,
aby zakończyć sprawę bez sądu, poparł kapitan Ryków. Major Płut był jednak
nieubłagany. Tymczasem na dziedziniec dworu wjechał nowy gość – bernardyn,
który przyprowadził ze sobą nowy inwentarz i cztery załadowane wozy. Wraz
z nim przybyli, przebrani za furmanów, stary Maciek Rózeczka, Bartek
Prusak oraz szlachcice Zan z Mickiewiczem. Bernardyn wszedł do dworu
i głośno się śmiejąc, gratulował majorowi. Zaproponował napicie się
ponczu. Wypito go całą wazę, a dla wojska wytoczono beczkę spirytusu.
Pijany major zaczął zalecać się do Telimeny – aż w końcu dostał w twarz
od Tadeusza. Natychmiast rozpoczęła się bitwa, podczas których Soplice uwolnili
Dobrzyńskich. Gdy Moskale zaczęli ostrzeliwać dwór, w pewnym momencie
jegry wzięli na cel Hrabiego. Zasłonił go sobą ks. Robak i został
postrzelony. W końcu Hrabia wyzwał na pojedynek Rykowa, a Tadeusz
Płuta. Płut jednak uciekł się do zdrady, dlatego bitwa rozgorzała od początku.
Wojski z Protazym udali się do starej sernicy grożącej zawaleniem,
podcięli wspierający ją słup i runęła na Moskali. Zostało już niewielu
broniących się jegrów. Wymierzono dziewięć strzelb w głowę Klucznika, lecz
w ostatniej chwili nadbiegł ranny Robak, podciął mu nogi i obaj
upadli na ziemię. Resztkę Moskali rozbroił Podkomorzy i tak zakończył się
ostatni zajazd na Litwie.
Księga dziesiąta
Emigracja. Jacek
Po skończonej bitwie rozpętała się burza. W izbie
Sędziego położono bernardyna, który kazał zawołać Podkomorzego i Klucznika.
Kapitan Ryków narzekał, że z winy Płuta poległo tylu żołnierzy i że
major odpowie za to przed carem. Wszystkim zależało, aby minione wydarzenia
utrzymać w tajemnicy. Zapytano Klucznika, czy dogadał się w tej
sprawie z Płutem, na co Gerwazy odpowiedział ponuro, że Płut już nigdy
z nikim nie będzie o niczym rozmawiał. Ks. Robak usiadł na
posłaniu i rzekł, że zabicie bezbronnego jest wielkim grzechem, za który
Klucznik odpowie przed Bogiem. Ryków wyszedł z izby po zawarciu układów, a Podkomorzy
przemówił do szlachty, która brała najbardziej czynny udział w zajeździe,
aby uciekała za Niemen, żeby uniknąć zesłania. Ci, co pozostaną, jakoś wyjaśnią
sytuację. Gdy odjechali, Sędzia zatrzymał w izbie Tadeusza i oznajmił
bernardynowi, że Telimena już nie sprzeciwia się małżeństwu Zosi z Tadeuszem,
dlatego trzeba urządzić im zaręczyny. Tadeusz odrzekł, że dziś nie może
zaręczyć się z Zosią i zamierza na jakiś czas opuścić Litwę. Jeśli
Zosia zechce na niego czekać, on wróci bardziej godny jej ręki. Zosia, podsłuchująca
rozmowę, wybiegła z alkowy i ofiarowała Tadeuszowi na drogę obrazek
ze św. Genowefą oraz relikwie sukni św. Józefa, patrona zaręczonych.
Na scenę pożegnania trafili Telimena i Hrabia, który postanowił wyruszyć
wraz z Tadeuszem. Telimena oderwała od sukni kokardę i przypięła ją
hrabiemu. Ks. Robak pobłogosławił na drogę Tadeusza, a zapytany przez
Sędziego, czy nic mu nie powie, odpowiedział, że chłopak nie powinien wiedzieć,
że ma ojca, który skrył się przed światem jak łotr. Następnie kazał posłać po
plebana i oddalić wszystkich, a pozostać Sędziemu i Klucznikowi.
Gdy zostali sami, bernardyn wyznał, że jest Jackiem Soplicą. Nie boi się już
ludzkiego gniewu, lecz zaklina w imię Chrystusa, który na krzyżu
błogosławił swoim zabójcom, aby go wysłuchano. Opowiedział o swojej
zażyłości ze Stolnikiem, o miłości do Ewy Horeszkówny. Horeszko nazywał go
przyjacielem, lecz nie tylko odmówił mu ręki córki, ale w swojej dumie
dręczył go, udając, że nie widzi ich miłości. Jacek chciał na zawsze opuścić
ojczyznę i pojechał pożegnać Stolnika. Ewa, usłyszawszy o jego
odjeździe, zalała się łzami, ale zimny i obojętny Stolnik oznajmił, że ma
wyjść za mąż za Kasztelanica (Wojewodę). Jacek ożenił się z pierwszą
dziewczyną, która go zechciała, a której nie kochał. Wkrótce umarła z żalu,
osierociwszy małego Tadeusza, a Jacka nadal żarła rozpacz, zaczął pić.
W okolicy zaczęto opowiadać, że Ewa w czasie ślubu mdlała, że ma
początki suchot, że wciąż płacze. Jednak Stolnik pozostawał wciąż wesoły. Jacek
często wałęsał się wokół zamku i pewnego razu zobaczył, że oblegają go
Moskale. Gdy Stolnik wyszedł na ganek, ujrzał Jacka i zaczął z niego
szydzić. Wówczas Soplica, nie zastanawiając się nad tym, co robi, chwycił
karabin martwego Moskala i nie mierząc, wypalił. Strzał był tak celny, że
położył Horeszkę trupem. Jacek, gdy dotarło do niego, co zrobił, skamieniał
z żalu, że Gerwazy, który do niego strzelał, chybił.
Klucznik wzruszył się i powiedział, że są kwita,
gdyż Robak uratował w czasie zajazdu życie jemu i Hrabiemu. Chciał
odejść, lecz Jacek zatrzymał go, mówiąc, że jeszcze nie skończył, a tej
nocy umrze. Sędzia krzyknął ze strachem, że przecież rana jest niewielka,
jednak Jacek wyjaśnił, że kula otworzyła starą ranę, źle zagojoną i wdała
się gangrena. Zaczął kontynuować swoją opowieść. Po tym, jak zabił Stolnika,
okrzyknięto go zdrajcą i wszyscy się od niego odwrócili, a Moskale
zaczęli uważać go za swojego stronnika. Dlatego uciekł z kraju. Ewa,
wywieziona z mężem na Syberię (zapewne za udział w powstaniu
kościuszkowskim w 1894 r.), zmarła młodo, pozostawiwszy w kraju
córkę – Zosię, którą on kazał otoczyć opieką. Sam wstąpił do klasztoru i nazwał
się Robakiem na znak pokory. Bił się za kraj, przedzierał się z rozkazami
wodzów, pracował przez rok w pruskiej fortecy był trzykrotnie raniony przez
Moskali, raz wieziono go na Sybir, a Austriacy zapędzili do pracy w lochach.
Miał nadzieję wzniecić powstanie na Litwie.
Klucznik orzekł, że grzeszy ten, kto zasmuca
umierającego i wyznał Jackowi, że Stolnik, konając, zrobił w jego
stronę znak krzyża na znak, że przebaczył swojemu zabójcy. Gerwazy taił ten
fakt przez lata z wściekłości.
Nastąpiło długie milczenie, po którym przybył
zdyszany Jankiel z listem, w którym napisano, że Napoleon
wypowiedział Rosji wojnę. Po chwili przybył pleban z wiatykiem.
Księga jedenasta
Rok 1812
Rok 1812 był urodzajny i jednocześnie obfitujący w wojny.
Soplicowo leżało przy drodze, którą ciągnęły wojska króla westfalskiego
Hieronima (najmłodszego brata Napoleona) oraz księcia Józefa. Niedaleko
Soplicowa zorganizowano główny sztab książęcy, a w Soplicowie
stacjonowało czterdzieści tysięcy wojska z generałami: Dąbrowskim,
Kniaziewiczem, Giedrojciem i Grabowskim. Specjalnie dla Dąbrowskiego,
który chciał mieć polski obiad, Wojski sprowadził pięciu kucharzy, którzy
gotowali potrawy z księgi „Kucharz doskonały”. Rozpoczynał się właśnie
uroczysty dzień Najświętszej Panny Kwietnej (prawdopodobnie Matki Boskiej
Zielnej – 15 VIII). Pod kaplicą zebrał się tłum ludzi, dowódcy i żołnierze.
Rozpoczęła się msza, po której odświętnie ubrany Podkomorzy ogłosił, że znany
wszystkim Jacek Soplica zgładził swe winy przez święte życie i wielkie
czyny pod Hohenlinden, w Hiszpanii i jako tajny wysłaniec, był wielokrotnie
ranny i oddał życie w obronie Hrabiego Horeszki. Otrzymał właśnie od
Napoleona Order Legii Honorowej. Odtąd przywraca mu się dobre imię, a ktokolwiek
mówiłby o nim źle, podlega karze. Order Jacka Soplicy będzie przez trzy
dni wisiał na jego grobie, a następnie spocznie w kaplicy jako votum
dla Bogurodzicy.
Na przyzbie domu przysiedli w zgodzie Gerwazy
z Protazym i rozmawiali, popijając miód.
W ogrodzie dorodny ułan z ręką na temblaku
rozmawiał z Zosią – był to Tadeusz, który chciał się upewnić, czy
dziewczyna wciąż chce go za męża. Zosia powiedziała, że tęskniła za nim, że
wciąż na ustach miała jego imię i że go kocha.
W damskim pokoju wystrojony Rejent usługiwał swojej
narzeczonej. Nagle kuchcik dał znać, że zauważono zająca. Kusy i Sokół
dopadły go w jednej chwili i Wojski rozwiązał od dawna trwający spór
między rywalami, ogłaszając Asesora i Rejenta zwycięzcami na równi. Goście,
zgromadzeni w wielkiej sali zamku, oczekiwali na ucztę. Zosia ubrana była
w prosty strój litewski i wieniec z sierpem na głowie. Tadeusz
przedstawił ją dowódcom, których zachwyciła jej uroda. Jeden z oficerów
rozłożył teczkę z plikiem papierów i zaczął szkicować portret Zosi.
Sędzia rozpoznał w nim Hrabiego, który właśnie dzisiaj został mianowany
pułkownikiem. Weszła druga para narzeczonych – Asesor i Tekla
Hreczeszanka. Na trzecią parę czekano dość długo i niecierpliwie.
Księga dwunasta
Kochajmy się
Do sali wszedł Wojski z laską jako marszałek dworu
i wskazywał gościom ich miejsca przy stole. Podziwiano wielki serwis
zajmujący środek stołu. Był ogromny, kunsztownie wykonany i ozdobny, a na
nim znajdowały się tzw. zastawy cukrowe tworzące pejzaże, które objaśniał
Wojski. Pierwsza ukazywała historię polskich sejmików. Na znak Wojskiego lokaje
zaczęli wnosić potrawy: barszcz królewski, rosół staropolski i półmiski
wymyślnych potraw. Gdy jedzono, wielki serwis zmienił wystrój z zimowego
na wiosenny, później letni i jesienny. Wojski, widząc podziw gości,
triumfował. Nagle pojawił się Maciej Dobrzyński, którego powitano z entuzjazmem.
Przybył po to, aby zobaczyć z bliska narodowa armię. Generał Dąbrowski rozpoznał
go i zapytał o pozostałych Dobrzyńskich. Maciek odpowiedział, że
schronili się w legionach, a wtedy wodzowie rozpoznali ich w swoich
żołnierzach. Generał chciał jeszcze poznać słynny Scyzoryk i przedstawiono
mu Gerwazego. Dąbrowski z podziwem oglądał jego rapier, który dowódcy
ledwo mogli unieść. Jedynie generał Kniaziewicz ujął go lekko i zaczął nim
zręcznie wywijać, więc Gerwazy ze łzami w oczach porwał go w objęcia,
bo odkrył w nim jedynego spadkobiercę tego, co najdroższego posiadał na
świecie. Generał przyjął podarunek i schował go w wojskowym wozie. Generał
Dąbrowski spytał Maćka, dlaczego jest nie w humorze, ten zaś odrzekł, że
Polsce brak polskiego bohatera. W wojsku słychać same niemieckie tytuły, a pośród
żołnierzy znajdują się Turcy i Tatarzy, którzy rabują kościoły i napastują
kobiety. Napoleon zaś wybrał się na Moskwę bez Boga i już podpadł pod
klątwy biskupie. Sędzia przerwał wszelkie dyskusje obwieszczeniem przybycia
trzeciej pary narzeczonych: Rejenta i Telimeny. Rejent po raz pierwszy
ubrał się na modłę francuską, gdyż było to warunkiem intercyzy, ale widać było,
że bardzo źle się z tym czuł. Zgorszony widokiem Rejenta, Maciek
Dobrzyński wstał od stołu i bez pożegnania wrócił do domu. Hrabia,
rozpoznawszy Telimenę, nazwał ją niewierną, odwrócił się od niej pełen pogardy
i zaczął zalecać się do Podkomorzanki. Goście wyszli dla ochłody na
dziedziniec zamku, gdzie już wzywano do tańca. Tadeusz tymczasem zdradził Zosi
swe plany uwłaszczenia włościan i radził się jej w tej sprawie. Zosia
zgodziła się na prowadzenie skromniejszego życia, gdyż kochała wieś i Soplicowo.
Słysząc tę rozmowę, Gerwazy dał wyraz swojemu niezadowoleniu, twierdząc, że
wolność jest przywilejem jedynie szlachty, ale przyznał też, że pleban naucza o równości
wszystkich ludzi, której dowiódł Chrystus. Dodał, że w zamku znajduje się
skarb Stolnika, skryty w ziemi, który należy się Zosi jako dziedziczce,
więc nie zaznają biedy. Ponadto on sam posiada worek talarów, które dziś daje
młodym w zamian za opiekę. Podszedł Protazy i zaczął odczytywać
panegiryk na cześć Zosi, którego jednak nikt nie chciał słuchać. Z rozkazu
sędziego pleban ogłosił włościanom wolę Tadeusza i wszyscy zaczęli
wiwatować. Zosia poprosiła Jankiela, aby dla niej zagrał na cymbałach. Żyd
niezmiernie lubił Zosię, więc przyniesiono mu instrument i rozpoczął się
koncert, w którym rozbrzmiały dźwięki historii kraju: Konstytucji 3-go
maja, konfederacji Targowickiej, rzezi Pragi, powstania Legionów Dąbrowskiego.
Po skończonym koncercie nadszedł czas na polonez, którego poprowadził
Podkomorzy w pierwszej parze z Zosią. Zapadł wieczór, nastąpił dalszy
ciąg uczty.
Epilog
Na emigracji w Paryżu pełno jest swarów i kłótni.
Z Polski dochodzą przerażające nowiny, ponure jak odgłos cmentarnego
dzwonu. Podmiot liryczny chce znaleźć zapomnienie w pogodnych latach
dzieciństwa. W tym czasie jest to jedyna kraina szczęśliwa dla Polaków.
Tam pozostali krewni, wierni przyjaciele, dobrzy sąsiedzi. Pociechą dla poety
będzie, jeśli spisane przez niego księgi zbłądzą pod strzechy.