Adam Mickiewicz – „Dziady” cz. III
PROLOG
(W Wilnie przy
ulicy Ostrobramskiej, w klasztorze ks. bazylianów przerobionym na
więzienie)
Więzień śpi, wsparty na oknie, a Anioł Stróż
mówi, że długo strzegły go zasługi i modlitwy nieżyjącej matki. Mimo że dusza
Więźnia napawała go nieraz odrazą, wiódł ją do raju albo straszył piekłem.
Nieraz gorzko płakał nad jego duszą i obawiał się spotkania z matką
Więźnia.
Więzień budzi się i zastanawia nad snem jako
znakiem życia duszy. Uważa, że mędrcy twierdzący, iż sny są tylko grą
wyobraźni, są głupcami. Narzeka, że sny go męczą, straszą lub mamią
złudzeniami.
Pojawiają się Duchy Nocne, które śpiewają nad
Więźniem, że noc w więzieniu jest smutna, podczas gdy w mieście
słychać muzykę i ucztowanie. Anioł nadmienia, że ktoś modlił się za
Więźnia i wkrótce wyjdzie on z więzienia wolny.
Więzień znów się budzi i rozmyśla o tym,
że chociaż z rąk i nóg zdejmą mu kajdany, wolność z łaski
Moskali oznacza wygnanie. Następnie wstaje i pisze węglem: „Gustaw zmarł.
1823. 1 listopada”, a obok: Tu narodził się Konrad. 1823.
1 listopada” – i ponownie zasypia. Duch mówi, że człowiek jest
nieświadomy swojej władzy, a każdy mógłby siłą myśli i wiary obalać
trony i wznosić nowe.
AKT
I
SCENA 1
W Wigilię Bożego Narodzenia młodzi więźniowie
o północy wychodzą ze świecami ze swoich cel i idą do celi Konrada,
gdyż usytuowana jest najdalej i przytyka do muru kościoła, więc nie
słychać z niej żadnych odgłosów. Więźniowie mówią między sobą, że Kapral
jest Polakiem, dawnym legionistą, który co prawda został na siłę zmieniony
przez cara w Moskala, ale jest dobrym katolikiem i dlatego pozwala
więźniom spędzić razem Wigilię.
W celi Konrada Żegota opowiada, że do tej pory był
gospodarzem na Litwie, a dzisiejszego dnia został porwany prosto ze
stodoły, chociaż dotąd nie brał udziału w żadnym spisku. Ma nadzieję, że
to śledztwo prowadzone jest po to, aby więźniowie się wykupili i w ten
sposób rząd zyskał pieniądze. Tomasz tłumaczy mu, że to sprawka Nowosilcowa,
który już roztrwonił wszystkie łupy i popadł w niełaskę. Za wszelką
cenę chce wyśledzić jakiś spisek, ale nie udało mu się to dotąd w Polsce,
więc teraz plądruje Litwę, aby od nowa wkraść się w łaski cara. Więźniowie
nie mają szans obrony, bo śledztwo toczy się potajemnie i nawet im się nie
ujawnia, o co są oskarżeni. Tomasz proponuje, aby – skoro muszą być ofiary
– poświęcili się za innych nieżonaci, sieroty lub starsi wiekiem. Więźniowie
nie wiedzą, jak długo są w więzieniu i ile jeszcze przyjdzie im
posiedzieć. Nie mają kalendarzy, nie otrzymują listów. Najdłużej spośród
wszystkich przebywa tam Tomasz, który zna wszystkich uwięzionych. Na początku
karmiono go strawą zdolną wytruć myszy w celi. Najpierw nic nie jadł,
później opadł z sił, chorował długie tygodnie, aż w końcu
przyzwyczaił się do podawanego mu jedzenia. Dziś wolałby najgorsze śledztwo
i najcięższe więzienie od oglądania swych towarzyszy znajdujących się w tej
sytuacji.
Ks. Lwowicz pyta o nowiny i okazuje się,
że Jan Sobolewski spędził godzinę w mieście, gdyż był prowadzony na
przesłuchanie. Wrócił milczący i smutny. Opowiada on o tym, jak był
świadkiem wywózki na Syberię studentów ze Żmudzi. Kapral pozwolił mu na chwilę
zatrzymać się w cieniu kolumn kościoła. Wewnątrz właśnie odbywała się
msza, ale tłum ludzi wyległ z kościoła pod więzienie otoczone wojskiem.
Wyprowadzono skazańców – młodych chłopców z ogolonymi głowami,
wynędzniałych, zakutych w kajdany i z nogami spętanymi
łańcuchami. Najmłodszy z nich, dziesięcioletni chłopiec, skarżył się, że
nie może udźwignąć łańcucha, lecz policmajster sprawdził i orzekł, że waga
jest przepisowa. Sobolewski widział także Janczewskiego, który zachował postawę
dumną i wyniosłą. Żegnał się z ludźmi uśmiechem i potrząsaniem
łańcuchami na znak, że nie są zbyt ciężkie. Gdy kibitka ruszyła, trzykrotnie
wykrzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Jako ostatniego wyprowadzono
Wasilewskiego, który został w czasie śledztwa tak pobity, że nie mógł iść
i runął ze schodów. Do powozu zaniósł go żołnierz, lecz niósł już trupa.
Gdy kibitka przejeżdżała przed kościołem, w opustoszałej świątyni widać
było rękę kapłana podnoszącego Ciało i Krew Pańską.
Ks. Lwowicz radzi modlić się za męczenników.
Jankowski zaczyna drwić z wiary księdza, nie wierzy w karę Bożą, gdyż
mimo tylu okrucieństw car ma się dobrze.
Więźniowie proszą o pocieszenie Feliksa, który
umie rozśmieszać i śpiewać, tymczasem Żegota opowiada im bajkę o tym,
jak po wypędzeniu z raju Adama i Ewy Bóg rozsypał na drogach ziarna
zbóż, żeby nie głodowali. Adam obejrzał je i odszedł, bo nie wiedział, co
z tym zrobić. W nocy przyszedł diabeł i obawiając się, że w ziarnach
jest jakaś ukryta moc, zakopał je. Wiosną wyrosło z nich zboże. Tak ten,
kto próbuje oszukać Boga, oszuka sam siebie.
Następnie Jankowski dedykuje ks. Lwowiczowi
pieśń, z której wynika brak wiary w to, że Jezus i Maryja
sprzyjają Polakom. Na tę pieśń reaguje gwałtownie Konrad, który nie pozwala bluźnić
Maryi. Kapral opowiada o tym, jak wiele lat temu w Hiszpanii był
w legionach, w sławnym pułku Sobolewskiego (brata Jana). Pojechał z rozkazem
do miasteczka, gdzie pijani Francuzi grali w kości, obściskiwali
dziewczęta i bluźnili przeciwko Najświętszej Maryi Pannie. Kapral kazał im
milczeć. W nocy, gdy zatrąbiono na pobudkę, okazało się, że gospodarz
wszystkim Francuzom poderżnął gardła, a zostawił przy życiu tylko Kaprala,
któremu włożył do czapki kartkę z napisem: „Niech żyje Polak, jedyny
obrońca Maryi”.
Wciąż proszony o pieśń, Feliks śpiewa groźby
pod adresem cara. Mówi, że północ to godzina Konrada, który teraz wyśpiewa inną
pieśń, a Józef zauważa, że duch Konrada błądzi teraz gdzieś daleko.
Frejend zaczyna grać na flecie, a Konrad śpiewa pieśń zemsty. Ks. Lwowicz
upomina go, że śpiewa pieśń pogańską. Konrad na nic nie zwraca uwagi, twierdzi,
że wznosi się pomiędzy proroków. Ma wizję ziemi, którą zasłania mu czarny kruk
plączący jego myśli. Słychać dzwonek i więźniowie rozbiegają się do swoich
cel, a Konrad zostaje sam.
SCENA 2
Improwizacja
Konrad po długim milczeniu zaczyna wygłaszać
monolog. Na początku chwali samotność, następnie nazywa siebie mistrzem, który
tworzy doskonałą, nieśmiertelną pieśń. Czuje się równy Bogu, który nie mógł
stworzyć już niczego potężniejszego. Wywyższa się ponad wszelkich poetów,
mędrców i proroków, którzy kiedykolwiek zasłynęli na świecie. Uważa, że
tej nocy jego moc jest największa. Najważniejszą jego cechą jest miłość – kocha
i cierpi za miliony, chce zbawić i uszczęśliwić cały swój naród.
Równając się z Bogiem, żąda od Niego, aby oddał mu władzę nad duszami
ludzkimi, gdyż będzie umiał lepiej nimi rządzić. Zrobiłby nawet więcej niż Bóg
– uszczęśliwiłby naród. Wobec milczenia Boga zaczyna bluźnić przeciwko Niemu. Twierdzi,
że Bóg nie jest miłością, lecz tylko mądrością. Następnie wyzywa Go na
pojedynek, ale ponieważ Bóg milczy, zaprzecza Jego nieomylności. Bóg nadal
milczy, więc Konrad chce nazwać Go carem, lecz to ostatnie słowo wypowiada już
za niego diabeł, a bohater omdlewa. Nad zemdlonym Konradem gromadzą się
duchy, jedne chcą go udusić, inne je odpędzają – walczą o jego duszę.
SCENA 3
Do celi wchodzą Kapral, ks. Piotr i jeden
więzień. Zastanawiają się, co się stało Konradowi i podkładają mu pod
głowę poduszkę. Więzień mówi, że czasem napada Konrada podobne szaleństwo,
które później samo mija. Kapral ucisza go, mówiąc, że przez dziurkę od klucza
widział, że w celi działy się złe rzeczy i najlepiej będzie, gdy
ksiądz pomodli się za Konrada. Konrad mówi, że modlitwa na nic się nie przyda,
widzi Rollisona zbryzganego krwią. Ks. Piotr odprawia egzorcyzmy, a duch
nieczysty nie chce opuścić Konrada, lecz w końcu zostaje do tego zmuszony.
Ks. Piotr każe Konradowi modlić się, gdyż obraził Boga słowami. Widząc, że
bohater usnął, klęka i modli się za niego, ofiarowując swoją pokutę. Nad
ks. Piotrem Chór Aniołów śpiewa pieśń pochwalną.
SCENA 4
W domu na wsi pod Lwowem młoda panienka Ewa wbiega
do sypialni, klęka przed obrazem Najświętszej Panny i modli się za
ojczyznę, za rodziców, a potem za młodych Polaków straconych, uwięzionych
i zesłanych w głąb Rosji lub na Syberię. Wspomina Litwina, który
uciekł od Moskali i opowiadał o okrucieństwie cara. Osobny pacierz
postanawia ofiarować za autora posiadanej przez siebie książki z pieśniami,
a który też jest w więzieniu i nie wiadomo, czy ma kto się za
niego modlić. Dziewczyna modli się, zasypia i wówczas ma widzenie. Widzi
wokół siebie kwiaty, czyste niebo, świeży i miły deszczyk, Matkę Boską
podającą wianek Jezusowi, który rzuca kwiaty na nią. Kwiaty w locie same
splatają się w wianek. Jedna z róż ożywa i szepcze coś do
dziewczyny.
SCENA 5
Ks. Piotr modli się w swojej celi, leżąc krzyżem.
Korzy się przed Bogiem i otrzymuje widzenie. Widzi młodych Polaków
wydanych na rzeź Heroda i białe, długie drogi krzyżowe wiodące na północ. Biegną
po nich kibitki z zesłańcami. Jeden ze skazańców zdołał się uratować i wyrośnie
na przyszłego wskrzesiciela narodu. Ks. Piotr nazywa go tajemniczym
imieniem „czterdzieści i cztery”. Wcześniej jednak Polacy muszą cierpieć.
Naród, związany jak Chrystus, wleczony jest przed sąd Piłata, którym jest Gal –
Francuz. Królowie europejscy domagają się ukrzyżowania. Trzech oprawców reprezentujących
trzy państwa zaborcze krzyżuje Naród, a pod krzyżem, na wzór Matki
Boskiej, stoi zapłakana matka Wolność. Gdy Naród kona, słychać śpiew pieśni
wielkanocnej zwiastującej zmartwychwstanie. Następnie znów ukazuje się
tajemniczy wybawiciel narodu polskiego, którego charakterystyka przypomina
opisy z Apokalipsy. Po tym widzeniu ks. Piotr zasypia, a aniołowie
zanoszą jego duszę do Boga, aby odpoczęła.
SCENA 6
Senator leży na łożu w pokoju sypialnym, a nad
nim rozmawiają Diabły, które chcą pokazać mu piekło. Belzebub jednak zabrania,
aby nie spłoszyć zwierzyny. Senator ma widzenie, w którym posiada
pieniądze, ordery i tytuły książęce, uniżoność poddanych i pochlebstwa.
Nagle wszyscy odwracają się do niego tyłem, popada w niełaskę cara. Pada z łóżka
na ziemię, a Diabły wydzierają z niego duszę, aby zawlec ją na
granice piekła, a później zmęczoną wrócić ciału.
SCENA 7
W salonie warszawskim przy stoliku siedzi
towarzystwo rozmawiające po francusku, składające się z wysokich urzędników,
literatów, dam, oficerów i generałów. Przy drzwiach stoi grupa młodych
ludzi z dwoma starymi Polakami. Mówią po polsku, ściszając głos.
Towarzystwo przy stoliku prowadzi konwersację o ostatnim balu, na którym
bardzo brakowało senatora Nowosilcowa, gdyż nikt lepiej od niego nie umie
urządzić zabawy, a musiał wyjechać z Warszawy. Damy narzekają, że nie
rozumieją polskich wierszy, choć znają polski język – wolą twórczość francuską.
Tymczasem towarzystwo przy drzwiach rozmawia o losach Cichowskiego.
Opowiada o nich Adolf, który znał Cichowskiego jeszcze w dzieciństwie.
Wówczas był to młody, wesoły, przystojny chłopak, dusza towarzystwa i ulubieniec
dzieci. W końcu ożenił się i wkrótce po ślubie zniknął. Policja
przyniosła jego żonie płaszcz, rzekomo znaleziony nad rzeką i powiedziano
jej, że się utopił, zwłok jednak nie znaleziono. Po dwóch latach, gdy pewnego
wieczoru prowadzono z klasztoru więźniów do Belwederu, ktoś w ciemnościach
zakrzyknął, aby podawali swoje nazwiska. Dosłyszano między innymi nazwisko Cichowskiego
i doniesiono o tym jego żonie, która przez kolejne trzy lata
bezskutecznie go szukała. Ktoś rozpowszechniał w Warszawie plotkę, że
żyje, że był torturowany, nie dawano mu spać, karmiono śledziami, nie dawano
pić, pojono opium, straszono. Po pewnym czasie zaczęto mówić o innych,
a o Cichowskim zapomniano. Pewnego razu, nocą, oficer i żandarm
przyprowadzili go do domu, odebrali od żony pokwitowanie, zostawili szpiegów
pod bramą i odeszli. Więzienie i tortury zmieniły Cichowskiego nie do
poznania. Utył chorobliwie, pożółkł, zbladł, wyłysiał. Nie poznał Adolfa
i nie chciał z nikim rozmawiać. Powtarzał jedynie jedno zdanie: „Nic nie
wiem, nic nie powiem”. Nie potrafią dotrzeć do niego nawet żona i dziecko.
Literaci dyskutują o zasłyszanej historii i dochodzą
do wniosku, że nie nadaje się jako temat dla literatury. Arystokraci potakują,
mówiąc, że o pięknie i dobrym smaku stanowią tylko dwory. Młodzi
wychodzą oburzeni.
SCENA 8
W Wilnie, w sali przedpokojowej, pije kawę
Senator Nowosilcow. Narzeka i postanawia jak najszybciej wyjechać do
Warszawy. Wilno nudzi go i irytuje. Prowadzi śledztwo, skazuje ludzi na
zsyłkę. Pelikan pyta go, co zrobić z Rollisonem, bitym w czasie
śledztwa. Młodzieniec nikogo nie wydał. Doktor uważa, że młodzież jest zarażana
szaleństwem poprzez nauczanie historii.
Lokaj anonsuje przybycie dwóch kobiet, które
przychodzą tu codziennie, w tym matki więźnia Rollisona. Senator chce ją
wyrzucić, ale Bajkow oddaje mu list, w którym za panią Rollison wstawia
się księżna. Nowosilcow wypytuje, kim jest druga kobieta i po co przyszła.
Dowiaduje się, że nazywa się Kmitowa i przyprowadziła tutaj panią
Rollisonową, ponieważ tamta jest niewidoma. Senator straszy Kmitową, że i jej
synowie są podejrzani o udział w spisku, a Rollisonowa błaga go
o ratunek dla syna, który jest jej jedynym dzieckiem, opiekunem
i żywicielem oraz o możliwość spotkania z nim lub przynajmniej
posłania mu księdza. Senator kłamie, że chłopak nie był bity i że nic nie
wie o jego losach. Każe pani Rollison przyjść wieczorem, a ona nazywa
go dobrym człowiekiem otoczonym zgrają łotrów. Po jej wyjściu każe Pelikanowi
zaprowadzić panią Rollisonową do więzienia pod pretekstem widzenia z synem,
a następnie wtrącić ją do oddzielnej celi. Doktor mówi, że Rollison
zaczyna zdradzać objawy obłędu, rzuca się do okien, więc Pelikan podsuwa
pomysł, aby w jego celi otworzyć okno pod pretekstem dostarczenia choremu
na płuca więźniowi świeżego powietrza. Cela mieści się na trzecim piętrze. Senator
złości się, że nie ma ani chwili spokoju, nawet gdy pije kawę, a Doktor
nakłania go do większej dbałości o zdrowie. Pelikan pyta, co zrobić z ciałem
Rollisona, gdyby nie przetrzymał, a zniecierpliwiony Nowosilcow odpowiada,
że można nawet zabalsamować. Następnie przesłuchuje ks. Piotra, żeby
dowiedzieć się, skąd miał wiadomości o Rollisonie. Ksiądz milczy, więc
Pelikan go policzkuje. Nowosilcow, doktor i Pelikan rozmawiają następnie o śledztwie,
po czym Senator każe potajemnie aresztować doktora, a sam zamierza
wyjechać z miasta. Ks. Piotr przepowiada Doktorowi rychły koniec i radzi
pomyśleć o duszy. W tym momencie wchodzą goście i zabierają
Senatora do tańca. Następuje scena śpiewana: goście tańczą, prawią komplementy
Senatorowi, a na boku mu złorzeczą. Nagle muzyka zmienia się
z wesołej i skocznej w ponurą arię Komandora z opery „Don Giovanni”
Mozarta, a za oknem gromadzą się chmury i słychać grzmoty. Zza drzwi
dobiega głos wdzierającej się do sali balowej pani Rollisonowej. Wygraża
i złorzeczy Nowosilcowowi, gdyż jej syn wypadł z okna na bruk.
Ks. Piotr uspokaja ją, że syn jest ranny, ale żyje. Rollisonowa nazywa
Senatora katem i pada zemdlona. Rozlega się głos pioruna, słychać krzyk
kobiety i Pelikan wbiega z wiadomością, że Doktor został zabity przez
piorun. Senator każe wynieść panią Rollisonową i pozwala ks. Piotrowi
pójść do Rollisona. Zastanawia go fakt, że ksiądz przepowiedział śmierć
Doktora. Ks. Piotr opowiada dwie przypowieści: o zabójcy, który nie
uniknie kary Bożej i o wodzu rzymskim. Senator, znudzony, puszcza
księdza wolno. W drzwiach ks. Piotr spotyka prowadzonego przez
żołnierzy na przesłuchanie Konrada. Konrad dziwi się, że nigdy nie widział
ks. Piotra, a czuje, że zna go jak rodzonego brata. Przypomina sobie
jednak, że widział go we śnie i że to on wyrwał go z otchłani.
Dziękuje mu za to. Ks. Piotr zaczyna przepowiadać Konradowi przyszłość,
lecz Żołnierz nie pozwala im dalej rozmawiać.
SCENA 9
Noc Dziadów
Guślarz zapowiada rozpoczęcie Dziadów przy kaplicy,
a Kobieta w żałobie chce zostać na cmentarzu, aby zobaczyć ducha
człowieka, który przed wielu laty zjawił się na jej weselu, blady i milczący.
Guślarz zostaje z Kobietą. Z grobów wychodzą upiory, a wśród
nich świeży trup w niezniszczonej odzieży. Zamiast oczu ma dwie złote
monety. Widmo przelewa z ręki do ręki wrzące srebro, pyta ich, gdzie jest
kościół i ucieka. Z grobu wychodzi nowy trup, ubrany jak na wesele,
zbliża się do niego diabeł w postaci dziewicy, a później zmienia się
w dziesięć psów, które rozszarpują trupa na strzępy. Pieje trzeci kogut
i noc Dziadów się kończy, a duch, na którego czeka Kobieta, nie
przybywa. Guślarz mówi, że w takim razie ten człowiek jeszcze żyje, każe
Kobiecie wypowiedzieć jego imię, a potem przywołuje go gusłami. Nagle
ukazuje się kilkadziesiąt wozów pędzących na północ. Kobieta i Guślarz
rozpoznają człowieka, którego przywoływał. Ma tysiące ran w sercu i jedną
na czole, a z żadnej nie może go uleczyć nawet śmierć, Kobieta zwraca
się więc z prośbą o uleczenie do Boga.
USTĘP
Droga do Rosji
Po śniegu, w głąb coraz dzikszej krainy, pędzi
kibitka. Wokół nie ma żadnych siedzib ludzkich, tylko pustkowie, jakby ziemia
została dopiero co stworzona. Gdzieniegdzie widać stosy ściętych drzew, ułożone
na kształt domów i dające schronienie ludziom. Dalej widać tysiące takich
domów, tworzące grody zamieszkane przez zdrowych i silnych ludzi północy.
Są oni jak miejsce, w którym żyją – otwarci i dzicy. Przez to
pustkowie wiodą drogi, po których ciągną wojska. Wtem nadjeżdża pędem kibitka,
roztrącając wszystkich na drodze, a w niej więzień, patrzący dumnie
przed siebie. Za nim tłum kolejnych kibitek wiezie młodych chłopców.
Przedmieścia stolicy
Z daleka już widać stolicę, a w niej
pałace, pomniki, budowle japońskie, klasyczne ruiny, domy o różnych
kształtach. Aby powstały, trzeba było wylać ocean krwi i łez, ograbić ziemie
Litwy i Ukrainy.
W stronę miasta pędzi kibitka. Z bram zdjęto
łańcuchy i wpuszczają do środka wozy z zesłańcami.
Petersburg
Stolica cara powstała z jego rozkazu na
błotnistym gruncie, który został utwardzony palami i ciałami stu tysięcy
moskiewskich chłopów. Zaprzężono do pracy kolejne tysiące ludzi i zbudowano
wszystko, co spodobało się carowi: paryskie place, holenderskie tamy, rzymskie
pałace, weneckie kanały, mosty i gondole. Kto widział Petersburg, ma
wrażenie, że budował go szatan. Na domach mieści się pełno tablic w rozmaitych
językach. Po ulicach jeżdżą najróżniejsze powozy i sanie. Mężczyźni, mimo
mrozu, przechadzają się w porozpinanych futrach, aby było widać ich ordery
i odznaczenia.
W tłumie szło jedenastu pielgrzymów, różniących się
od innych ludzi ubraniem i wyrazem twarzy. Patrzyli na miasto
z zadumą i rozpaczą. Poszli dalej, a jeden z nich pozostał
samotny i utkwił wzrok w cesarskim dworze. Po drugiej stronie ulicy
stał drugi człowiek, rozdający jałmużnę i witający biedaków po imieniu. W końcu
wzniósł ręce do nieba i długo myślał, a potem oparł się o brzeg
kanału i zapłakał. Gdy zrobiło się późno, powitał przyjaźnie samotnego
pielgrzyma.
Pomnik Piotra Wielkiego
Wieczorem, w deszczu spotkali się pielgrzym
i wieszcz narodu rosyjskiego, którzy od kilku dni byli już przyjaciółmi. Pielgrzym
patrzył na pomnik cara Piotra wielkiego, a wieszcz wyjaśnił mu, że to caryca
kazała odlać ten pomnik z brązu i ustawić na wzgórku z granitu,
który przywieziono z Finlandii. Wykonano go na wzór pomnika Marka
Aureliusza w Rzymie, lecz Marek Aureliusz był ulubieńcem narodów, wygnał
z kraju szpiegów i donosicieli, poskromił zdzierców, był szlachetny i błogosławił
swojemu ludowi, który go kochał. Pomnik cara Piotra natomiast sprawia wrażenie,
że za chwilę runie razem z jego tyranią.
Przegląd wojska
Na ogromnym placu o godzinie 10.00 rozpoczyna
się przegląd wojska. Zbiera się tłum pułkowników, oficerów i prostych
żołnierzy. Stają w równiutkich rzędach i czekają na cara. Przybywa on
w mundurze, do którego ma pociąg od dziecka. Padły rozkazy i rozpoczęła
się trwająca bez końca musztra. Zostało po niej na placu dwadzieścia trupów
żołnierzy stratowanych końskimi kopytami, rozjechanych kołem armaty. Ostatni
ranny, mimo gróźb i bicia, głośno krzyczał i przeklinał cara. Nazajutrz
jeszcze wydobyto spod śniegu trupa zamarzniętego sługi oficera, który czekał na
swojego pana i zamarzł, pilnując jego futra.
Oleszkiewicz. Dzień przed powodzią petersburską 1824
Brzegiem Newy o zmroku szli młodzi podróżni.
Rozmawiali między sobą w obcym języku. W pewnym miejscu ujrzeli człowieka,
który wyciągał z wody powróz i liczył węzły na nim zawiązane, jakby
mierzył głębokość wody. Gdy podróżni zatrzymali się, jeden z nich
rozpoznał w człowieku Polaka, malarza, który zarzucił malarstwo, a zajmuje
się badaniem Biblii i kabały. Mężczyzna rzekł tylko w zadumie, że ten,
kto dożyje jutra, zobaczy wielki cud i odszedł. Nikt nie zrozumiał jego
słów i szybko rozeszli się do domów. Pozostał jeden, którym wstrząsnęły
słowa malarza i pobiegł za nim. Guślarz stał nieruchomo i patrzył na
mury carskiego dworu oraz w okno sypialni cara. Przepowiedział carowi karę
za nikczemność i przepadł w ciemności.
DO PRZYJACIÓŁ MOSKALI
Podmiot liryczny wiersza wspomina przyjaciół, którzy
ponieśli śmierć z ręki cara albo znajdują się w więzieniach i na
wygnaniu. Rylejew został powieszony, Bestużew zaprzęgnięty do taczek w kopalni.
Sroższa kara spotkała jednak tych, którzy zhańbili się urzędami carskimi
i orderami, sprzedając tym samym duszę i cieszą się z męczeństwa
przyjaciół. Słowa poety są kielichem trucizny, który wyleje on na cały świat.