piątek, 7 grudnia 2018

54. Poznajmy Sebastiana!

KK: Witam Cię, Sebastianie. Przedstaw nam się i powiedz kilka słów o sobie.
S: Witam serdecznie. Nazywam się Sebastian Decowski, pochodzę z bardzo małej miejscowości, na co dzień uczęszczam do naszej szkoły i mieszkam w tutejszym internacie.


KK: Powiedz nam coś więcej na temat dyscypliny sportu, którą się zajmujesz – przyznam, że dla mnie to przysłowiowa „czarna magia”.
S: Dyscypliną, którą się zajmuję, jest szeroko pojęte MMA, czyli Mieszane Sztuki Walki – z angielskiego Mixed Martial Arts.


KK: Kiedy zacząłeś swą przygodę z tym sportem i co Cię do tego skłoniło?
S: Od dziecka byłem bardzo aktywną osobą i sport sprawiał mi wielką frajdę. Nie były to żadne sporty walki, tylko, jak u większości młodych chłopców, całym światem i wizją na spektakularną przyszłość była piłka nożna. Z tego też względu uczęszczałem do gimnazjum sportowego, gdzie mogłem łączyć w efektywny sposób naukę ze swoją pasją. Niestety – lub właśnie „stety” – pewnego dnia przytrafiła mi się niemiła kontuzja, na tyle poważna, że lekarze przekreślili wszystkie moje plany i dotychczasowe marzenia. Po ukończeniu gimnazjum sportowego wiedziałem, że muszę wybrać szkołę, która zapewni mi dobry start w przyszłość i tak trafiłem do naszej placówki. To właśnie tutaj poznałem pewnego chłopaka (może nazwiska nie będę wymieniał), który mocno mnie zainspirował, a dokładnie – jego osiągnięcia w sportach walki. Szybko znalazłem klub, w którym trenuje i po prostu tam się udałem.


KK: Jak wyglądały twoje początki z tym sportem? Czy od początku wiedziałeś, że właśnie z nim chcesz związać swą przyszłość?
S: Początki nie były takie kolorowe. Pierwszy trening pamiętam do dziś, nawet techniki, które na nim poznałem. Gdy wszedłem do salki i ujrzałem te liczne puchary oraz pasy mistrzowskie, to już wiedziałem, że nie będzie łatwo. Przyszedł czas rozgrzewki. Wtedy myślałem, że jako piłkarz mam dobrą kondycję i wytrzymałość, ale bardzo szybko te myśli wyparowały. Już po samej rozgrzewce miałem dość, a gdzie znaleźć siły do dalszej części treningu? Ale jakoś przeżyłem. Często wracając do internatu dużo rozmyślałem nad sensem dalszych treningów, ponieważ większość technik, które poznawaliśmy, sprawiała mi wiele trudności. Jednak później widziałem coraz większe efekty i coraz więcej czasu poświęcałem treningom, zostawałem również na treningi grupy zaawansowanej, by tylko móc popatrzeć, jak trenują i walczą zawodowcy.


KK: Jak widać, ciężka praca się opłaciła. Jesteś aktualnym Mistrzem Polski w kategorii do 61 kg – może coś więcej nam o tym opowiesz?
S: Mistrzostwo Polski było moim głównym celem. Zawsze, gdy byłem zmęczony i wyczerpany, wyobrażałem sobie, jak wyczytują moje nazwisko i ogłaszają nowego Mistrza Polski. To właśnie ta chwila była zapłatą za wszystkie moje wyrzeczenia i poświęcenia.


KK: A zatem zapytam: jakie są Twoje dalsze plany na przyszłość?
S: Wolę pracować w ciszy, nie lubię chwalić się swoimi planami. Według mnie to przynosi lepsze rezultaty. Ale mogę obiecać, że poprzeczkę stawiam sobie bardzo wysoko i będę dążył za wszelką cenę do zrealizowania swych marzeń.


KK: Może na koniec powiesz nam, jak udaje Ci się łączyć naukę z czasem, który poświęcasz na sport?
S: Może zabrzmi to absurdalnie, lecz im mniej czasu mam na naukę w ciągu dnia, tym ta nauka staje się efektywniejsza. Gdy miałem kontuzję, która uniemożliwiała mi trenowanie, teoretycznie miałem więcej czasu na naukę, lecz ta nauka w ogóle nie wchodziła mi do głowy. Mimo że często muszę uczyć się nocami, sprawia mi to ogromną satysfakcję, gdy odnoszę również liczne sukcesy edukacyjne.


KK: A zatem udało Ci się spełnić swój główny cel. Może jednak zdradzisz nam coś więcej na temat przyszłości?
S: Należę do osób, które więcej robią niż mówią, ponieważ życie lubi weryfikować ludzkie zamierzenia. Na przykład 16 października miałem wystąpić na Mistrzostwach Europy w Sambo, gdzie byłem głównym faworytem do zdobycia tytułu mistrzowskiego. W przeddzień wyjazdu pojawiła się wysoka gorączka, która mi go uniemożliwiła. Byłem załamany, ponieważ bardzo mocno nastawiłem się na ten turniej i świetnie się do niego przygotowałem. No ale... Zaraz po tym, gdy wyzdrowiałem, dostałem propozycję walki, ponieważ pewien zawodnik wskutek przygotowań doznał kontuzji. Wprawdzie miałem jedynie tydzień na przygotowanie, ale od razu się zgodziłem, ponieważ chciałem w jakimś stopniu wykorzystać to, co już zrobiłem wcześniej. Mimo sporych przeciwności losu, udało się skończyć walkę przed czasem. Nie będę ukrywał, że w znacznym stopniu jestem nastawiony na zawodowstwo i swoją przyszłość wiążę z tym sportem.


KK: Dziękuję za rozmowę, gratuluję sukcesów i życzę powodzenia. Myślę, że cała szkoła trzyma za Ciebie kciuki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz